piątek, 7 listopada 2014

Chapter Six


 Przeczytaj notkę pod rozdziałem. 

***
 Obudził mnie dźwięk telefonu. Niechętnie otworzyłam oczy i podniosłam się na rękach. Jęknęłam pod nosem i wstałam z łóżka, w poszukiwaniu dzwoniącego urządzenia.
- Halo? - powiedziałam zaspanym głosem, który wyrażał to, jak bardzo nie miałam ochoty z nikim rozmawiać.
- Dzień dobry, tu Marco - na dźwięk tego imienia, poczułam przyjemne ukłucie w brzuchu. - Obudziłem Cię?
- Nawet nie - odpowiedziałam, a on zaśmiał się.
- Kino nadal aktualne? - zapytał, w dalszym ciągu ze śmiechem na ustach.
- Tak, jak najbardziej - oznajmiłam.
Czekając na to, co powie założyłam szlafrok.
- W takim razie przyjadę o dwudziestej, może być?
- Jasne, to do zobaczenia - uśmiechnęłam się.
- Nie mogę się doczekać - i to samo wyczułam u niego.
Po zakończeniu rozmowy, z powrotem usiadłam na łóżku. Do wieczora miałam jeszcze dużo czasu, i kompletnie nie wiedziałam jak go wykorzystać. Najpierw równo rozłożyłam pościel i otworzyłam okno, a potem przebrałam się w ciemne dresy oraz luźną koszulkę. Zeszłam na dół i zabrałam się za przygotowanie śniadania. Jedząc kanapki, przeglądałam różne strony w internecie. Sprawdziłam pocztę, ale nic nowego nie dostałam. Gdy dopijałam herbatę, mój telefon odezwał się ponownie.
- Witaj Cailin - po drugiej stronie usłyszałam Cathy, ucieszoną jak nigdy dotąd.
- No hej - powiedziałam. - Co się stało?
- Spotkamy się, to Ci opowiem. Za godzinę w restauracji Anabelle, wiesz gdzie to jest?
- Powinnam trafić - oznajmiłam i pożegnałyśmy się.
- Przynajmniej wiadomo, co będę robić - powiedziałam sama do siebie.
Skoro za godzinę mam być w Anabelle, to najwyższy czas się ogarnąć. Założyłam jasną sukienkę, a do tego dopasowałam torebkę i sandałki. Uwielbiałam lato. Z resztą, kto nie? Słońce, bezchmurne niebo, wakacje, plaża, szum morskich fal - czego chcieć więcej?
Jego.
Zamknęłam laptopa, dom w następnej kolejności,  i opuściłam teren posesji.

MARCO

- Widzieliście gdzieś mój ręcznik? - krzyczał Kevin z pomieszczenia, w którym znajdują się kabiny prysznicowe. Typowe. Großkreutz zapomniał zabrać swój  ręcznik.
- Niestety, nie widzę - śmiał się Auba, a za nim wszyscy po kolei.
- Rojsu, Erik, Auba, Jonas, Piszczu i cała reszta! Czy któryś z Was byłby tak miły,  ruszył swoje cztery litery, i podał mi ten cholerny ręcznik? - wrzasnął, a następnie ściszył głos. - Marznę.
Dawno nie słyszałem takiego śmiechu. Każdy z nas dosłownie tarzał się po podłodze, tym samym nie mogąc złapać oddechu.
- Idę, ogrzejesz się - pierwszy ogarnął się Erik i zniknął wśród kabin.
Po chwili do szatni weszli kolejno Kuba, Roman, Mario, Lewy, oraz trener i reszta sztabu.
- No, panowie! Wszyscy obecni? - zapytał Jurgen, rozglądając się po pomieszczeniu. Szatnia jak szatnia. Bałagan, nieład, chaos... to tylko garstka określeń, którymi można byłoby opisać stan, w jakim się obecnie znajduje. Wszędzie leżały nasze stroje treningowe, korki, piłki, ładowarki do telefonów i inne przedmioty.
- Wszyscy są - zacząłem, naciągając na siebie koszulkę. - To znaczy, Erik i Kevin zniknęli w kabinie prysznicowej, ale zaraz powinni się odnaleźć - znów wszyscy się zaśmiali. Nawet Robert i Mario. Wow, sukces.
Gdy Fische i Durm dołączyli do nas, trener zaczął swoje przemówienie.
- Jak wiecie, meczy już nie gracie, dlatego treningów w klubie też nie będzie. Wyszła nowa sytuacja, o której z pewnością zostaniecie poinformowani wcześniej. Chodzi mi tu głównie o reprezentację Niemiec. Wszystkim Wam dziękuję za ten sezon, a resztę usłyszycie na oficjalnym zakończeniu - dokończył, cały sztab opuścił naszą szatnię.
 - To co? - odezwał się Jonas. - Impreza?
Nikogo nie trzeba było namawiać, od razu się zgodziliśmy. O dwudziestej trzydzieści mamy zamówiony lokal.
Cholera jasna. No tak. Będę musiał iść z Cailin.
Z jednej strony nie chcę jej zabierać, ponieważ wszyscy od razu zaczną coś insynuować, ale      z drugiej chcę dokończyć to, co zacząłem. Impreza to najlepsze miejsce do tego.. 
Pozbierałem swoje rzeczy i razem z chłopakami udałem się do wyjścia. Od razu wyciągnąłem telefon z kieszeni i zacząłem pisać do blondynki, żeby wiedziała odpowiednio wcześniej.

Hej! Zmiana planów. Idziemy na imprezę.

Gdy kliknąłem "wyślij" prawie wszyscy zaglądali mi przez ramię i szeptali do siebie. Nienawidziłem takich sytuacji.
- Co to za szczęściara? - zagadnął mnie Auba, doskonale wiedząc o moich zamiarach. 
- To pewnie ta Russo. Gadał coś o niej.. Ugh. Prawie cały czas o niej mówi - odpowiedział za mnie Kevin wywołując u mnie niemałą irytację. Oczywiście Robert i Mario od razu oglądnęli się za siebie, patrząc w moją stronę.
- Nie przesadzaj - próbowałem ominąć temat, jednak oni nie mieli zamiaru odpuścić.
- No ale nam możesz powiedzieć - naciskał Auba, otwierając drzwi do swojego Ferrari.
- Niby o czym? - zakpiłem, przybijając z nim piątkę na pożegnanie. - Przecież wiecie, że jest dla mnie nikim. Po prostu chcę ją zaliczyć. Tyle w temacie.
W tym momencie poczułem wibracje w ręce. Odpisała.

Hmm. No okej. W takim razie czekam.

Przeczytałem wiadomość i uśmiechnąłem się do siebie. Mój plan z coraz większym powodzeniem wchodził w życie, a ja byłem coraz bardziej usatysfakcjonowany.
CAILIN

- Z kim tak romansujesz? - zaśmiała się Cathy, z którą już pół godziny siedziałam w restauracji. 
- Nie romansuję, po prostu piszę - odpowiedziałam, broniąc się rękami i nogami. 
- Wiem, spokojnie - wzięła do ust kawałek ciasta tiramisu. - Po prostu pytam, kto jest tym szczęściarzem?
- Jakim szczęściarzem - teraz to ja się zaśmiałam, może z politowaniem? Przecież Cathy dokładnie wie, jakie mam zdanie o mężczyznach i o ich podłych charakterach.  - Po prostu odpowiadam, że umówiłam się tylko na imprezę z Marco Reusem. Zwykła impreza, nic poza tym.
- Z tym Reusem? - spojrzała mi w oczy. - Synem Thomasa?
- Tak, dokładnie tym samym.
- Uważasz, że to dobry pomysł? - zauważyłam, że gdy tylko o nim wspomniałam, to momentalnie zaczęła się dziwnie zachowywać.
- A dlaczego nie? - ugh. Coś z nim musi być nie tak, skoro taka Cathy już wyczuwa komplikacje.
- Nic wielkiego - zaczęła, opierając dłonie na białym, kwadratowym stoliku. - Po prostu słyszałam, że co do kobiet jest dość.. sceptycznie nastawiony.
- To znaczy?
- No nie potrafi się ustatkować, a ja nie chcę, żebyś później przez niego cierpiała. Wiem, co przeszłaś i nie chcę, żeby to wróciło - po raz drugi spojrzała swoimi zielonymi tęczówkami prosto w moje.
- Spokojnie, Caths - uspokoiłam ją trochę. W każdym razie, próbowałam. - Nie traktuję tej "znajomości" jakoś bardziej poważnie. Czyżby? 
- Jesteś dorosła Cailin, rób jak chcesz. Po prostu chciałam, żebyś wiedziała zanim posuniesz się za daleko... 
- Okej, już wszystko wiem - zaśmiałam się i powróciłyśmy do konwersacji na temat sesji zdjęciowej z udziałem niemieckich piłkarzy.

***
Spoglądając w okno wychodzące na południe mojej posiadłości, czekałam na przyjazd piłkarza.
Zegar wskazywał dokładnie godzinę dwudziestą, ale żaden samochód nie przyjeżdżał. Miałam na sobie czarną, dość krótką sukienkę i szpilki tego samego koloru. Końcówki moich włosów lekko zakręciłam na prostownicy. Czekając na blondyna, strasznie się nudziłam. Kompletnie nie wiedziałam co ze sobą zrobić, aż w końcu włączyłam telewizor i od tak przeskakiwałam po kanałach, co okazało się jedną wielką klapą, gdyż nie było nic ciekawego do obejrzenia.
Gdy już myślałam, że umrę z nudów, wreszcie usłyszałam dzwonek do drzwi.
Na zewnątrz ujrzałam Jego. Stał przede mną, obdarowywując mnie pięknym, wręcz firmowym uśmiechem. Ubrany był w czarne spodnie i białą, mocno dopasowaną koszulę, która idealnie eksponowała mięśnie brzucha blondyna. W ręce trzymał bukiet róż. 
- Przepraszam za spóźnienie - odezwał się pierwszy, wręczając mi świeżo pachnące kwiaty. Ich woń momentalnie opanowała cały hall. 
- Dziękuję bardzo. Nie przejmuj się - odpowiedziałam niemal od razu. - Poczekaj chwilę, tylko wstawię je do wazonu.
Odeszłam w stronę salonu, w poszukiwaniu szklanego przedmiotu. Kątem oka zauważyłam, że Marco rozgląda się po domu.
- Sama urządzałaś? 
- Tak, w większości sama - powiedziałam, nalewając wody i wkładając róże do środka.
- Wow, podoba mi się - uśmiechnął się, odsłaniając tym samym rząd śnieżnobiałych perełek.
Odpowiedziałam mu tym samym.
- Możemy iść? - zapytał, przesuwając się w drzwiach, żebym swobodnie mogła do niego dołączyć. Zgasiłam światła w całym domu, wzięłam torebkę i kiwnęłam twierdząco głową.
Następnie zamknęłam drzwi wejściowe i razem z blondynem udałam się do jego czarnego Lamborghini.


***
Od autorki: 
Co prawda nie było 6 komentarzy, ale miałam chwilę czasu i weny, więc chciałam coś dla Was dodać. Rozdział jest niesprawdzany, z góry przepraszam za wszystkie błędy, ale kompletnie nie mam do tego teraz głowy.
Dziękuję.
Proszę Was o szczere opinie.  
 Pozdrawiam. 

2 komentarze:

  1. Rozdział interesujący :) Ta ich relacja mnie zaciekawia coraz bardziej :) Bardzo mnie ciekawi jak to wszystko się potoczy, więc z niecierpliwością czekam na kolejny wyśmienity rozdział :D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No, robi się coraz ciekawiej :D
    Podoba mi się bardzo ten rozdział i już czekam na kolejny :)
    Mam nadzieję, że Marco nie skrzywdzi Cailin...
    Ciekawa jestem co wydarzy się na imprezie, bo mam przeczucie, że raczej coś się wydarzy ;)
    Pozdrawiam i życzę weny <3

    OdpowiedzUsuń