poniedziałek, 11 lipca 2016

piątek, 30 października 2015

DRUGA CZĘŚĆ!

 Hej kochani!
Po długiej przerwie wracam do Was z nowym pomysłem :)
Mam nadzieje, że będziecie zadowoleni. Na blogu już jest prolog, a niebawem pojawi się pierwszy rozdział.

piątek, 5 czerwca 2015

Epilog





Blondyn wyswobodził dłoń spod białej pościeli sprawdzając, czy rzeczywiście obiekt jego westchnień leży tuż obok. Niestety, jak się okazało, był to tylko sen. Westchnął bezradny pod nosem, jakby mogło to cokolwiek zmienić. Czuł do siebie urazę za to, co powiedział Cailin. Nie powinien się tak do niej odzywać, zwłaszcza, że dziewczyna bardzo dużo ostatnio przeszła. Był na nią wściekły, ale ją kochał. Usiadł na łóżku, a jego wzrok podążył za okno. Rio de Janeiro właśnie budziło się do życia. Marco wstał i cały czas zastanawiał się, co powinien w tej sytuacji zrobić. 
- Jadę do niej - oznajmił, czym prędzej zakładając buty, drugą zaś ręką zabierając telefon i portfel.
Jak powiedział, tak zrobił. Nie zważając na pytania kolegów z drużyny i tłumy przechodniów proszących o autograf, biegł ile sił w nogach. Marzył tylko o tym, by jak najszybciej znaleźć się przy dziewczynie, dla której postanowił zmienić swoje życie. Dla której chciał zmienić siebie.


Po około trzydziestu minutach stał przed hotelem, zupełnie nie wiedząc co robić. Jakaś niewidzialna siła dodała mu odwagi i sprawiła, że blondyn wszedł do środka. Jak najszybciej podbiegł do windy, chcąc być już przy dziewczynie. Chciał przeprosić. Wybrał numer piętra i po chwili wpatrywał się w swoje odbicie. Był niewyspany, o czym świadczyły sińce pod brązowymi oczami. Kiedy usłyszał charakterystyczny dźwięk otwierających się drzwi windy, szybko ruszył przed siebie. Nawet nie wiedział kiedy znalazł się pod pokojem Cailin. Otworzył drzwi i nie zastał nikogo. Kompletna pustka.
- Cailin? - rozglądał się po pomieszczeniu, a jego oczy stawały się coraz większe. - Gdzie jesteś?
Za każdym razem odpowiadała mu cisza.
Zaczął jej szukać. Wyszedł na balkon, zaglądnął do łazienki, a nawet do szafy. Nigdzie nie było blondynki, ani chociażby jej rzeczy. 
- To już nie jest śmieszne.. Wyjdź, proszę - błagał w nadziei, że będzie to głupi żart, a po chwili dziewczyna wyskoczy i krzyknie: "Niespodzianka!". Niestety, nie było jej tu.
Miał już wychodzić do recepcji i tam o wszystko zapytać, lecz kątem oka dostrzegł małą, bielutką kartkę, leżącą bezwładnie na łóżku. Wziął ją do ręki, i z każdym przeczytanym zdaniem w gardle rosła mu coraz większa gula. 


Kochany Marco,
Kiedy to czytasz, jestem już w drodze do Anglii. Przepraszam.
Wiem, że postępuje jak ostatni tchórz, ale ja po prostu nie mogę tak żyć. 
Nie byliśmy sobie pisani. Szkoda, że tak późno to zrozumiałam. 
Chciałabym, żebyś ułożył sobie życie beze mnie. Ale nie zapominaj, że w Twoim życiu pojawiła się pewna blondynka, której zawróciłeś w głowie. 
Ja nie zapomnę. Nie potrafiłabym.
Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Ci wszystkiego najlepszego, bo naprawdę na to zasługujesz.

Cailin. 



Nie wytrzymał. Rozpłakał się jak małe dziecko. Nie przyjmował do siebie myśli, że już więcej jej nie zobaczy. 
- Proszę, wróć... - z jego oczu wypływały kolejne hektolitry łez. - Ja dopiero uczyłem się kochać...



Cztery lata później


Od pamiętnych wakacji w Brazylii minęły już dwa lata. Z początku było mi trudno pozbierać się po tym, co zrobiłam, ale nigdy nie żałowałam swojej decyzji. Czasem rzeczywiście myślę sobie: "Co by było gdyby?", ale tylko przez chwilę zaprzątam sobie tym głowę. 
Zmieniłam się. Tamten wyjazd zmienił mnie i moje życie o sto osiemdziesiąt stopni. Wróciłam do Londynu i wychowuję małych bliźniaków. Zaraz po moim powrocie zaczęłam się źle czuć. Wymioty, zawroty głowy, nudności.. Postanowiłam udać się do lekarza i jak się okazało - zaszłam w ciążę. Po dziewięciu miesiącach na świat przyszła dwójka najsłodszych chłopców na świecie. Są identyczni, a w dodatku noszą imiona po najważniejszych mężczyznach mojego życia. Kiedy oglądam mecze, dalej na dźwięk nazwiska "Reus" mam motylki w brzuchu, ale teraz odczuwam to inaczej. Kto wie? Może mocniej?
Kiedy wracam myślami dwa lata wstecz, to najbardziej w pamięci zapadły mi słowa staruszki, która dwoma zdaniami zmieniła mój światopogląd.


- Nie przejmuj się, skarbie – pogładziła ją po włosach, ale dziewczyna nie potrafiła przestać płakać. Ponownie ukryła twarz w dłoniach, wracając do poprzedniej pozycji. – Płacz nie jest oznaką naszej słabości, ale tego, że bardzo nam na kimś zależy. Życie bywa naprawdę okrutne wobec nas, ale nie możemy zapominać, o tym, że nic nie dzieje się bez powodu. Z biegiem czasu i Ty to zrozumiesz. Gwarantuję.



Teraz już to wiem. Dorosłam i odżyłam.

- Erik! Marco! Mówiłam Wam, że w domu nie bawimy się piłką! - zawołałam i pobiegłam do trzyletnich chłopców, chcąc zapobiec stłuczeniu dziesiątego z kolei wazonu. 


Byłabym głupia pisząc, że to koniec historii Marco i Cailin.
To dopiero początek ich nowego życia. 



Od autorki: Codziennie spotykamy ludzi, którzy zmieniają nas na zawsze. Jedni zostają, drudzy odchodzą, ale jedno jest pewne - wszyscy wnoszą coś do naszego życia. Każde doświadczenie w naszym życiu, zarówno dobre jak i złe, czegoś nas uczy. Nie żałujcie złych decyzji, bo tak naprawdę to na nich poznajemy siebie tak naprawdę. To one najbardziej na nas wpływają i pokazują, że - tak jak w tytule opowiadania - nic nie dzieje się bez powodu.


***
Pisząc ten epilog, wzruszyłam się, bo ta historia powstawała i jakby "dorastała" wraz ze mną. Również wiele się nauczyłam, a los chciał, że wiele osób podczas jej pisania, przewinęło się przez moje życie.

Zanim przejdę do podziękowań, chciałabym Was o czymś poinformować.


POSTANOWIŁAM NAPISAĆ DRUGĄ CZĘŚĆ TEJ HISTORII.


Chciałam to rozwinąć, bo nie zdążyłam zrealizować wszystkich pomysłów, jakie miałam zaplanowane na tą opowieść. Mam nadzieję, że się cieszycie tak samo jak ja :)
 Na razie chciałabym troszkę coś zacząć, a wrócę na wakacjach z obiecaną drugą częścią.

A teraz podziękowania:

W pierwszej kolejności dziękuję Gabrysi, która zawsze potrafiła i nadal potrafi pomóc, nie tylko jeśli chodzi o samą historię. Piszesz cudownie i mam nadzieję, że wkrótce na mojej półce znajdzie się Twoja książka ;)

Dziękuję Dominice, której sugestie zawsze okazały się być jak najbardziej pomocne.

Dziękuję Kamoncikowej Kali, Jull i Weronice Muller za to, że chętnie (mam nadzieję) komentowały moje wypociny.

I NAJWAŻNIEJSZE!!!
Dziękuję każdej osobie, która tutaj zaglądnęła i postanowiła napisać coś od siebie. Dziękuję Wam za każde wejście i przeczytane słowo. Kilka razy miałam ochotę rzucić tym w cholerę, ale dzięki Wam tego nie zrobiłam i będę Wam wdzięczna do końca życia.

I mam ostatnią prośbę...
Nawet jeśli nie komentowaliście na bieżąco, ale czytaliście, chciałabym, żebyście postawili chociaż kropkę w komentarzu. Chcę zobaczyć, ile Was naprawdę było.


Jeszcze raz Wam bardzo, bardzo dziękuję,
Ola xxx

p.s: jestem tutaj: KLIK
 




 
 

środa, 13 maja 2015

Chapter Fourteen | the last




Tęsknię za wszystkim co dotyczy Ciebie
Tęsknię za wszystkim o Tobie
Bez Ciebie

Widzę Twoje zielone oczy
Za każdym razem, kiedy zamykam swoje
Kiedy nie jestem obok ciebie
To tak jakbym była sama ze sobą

Ale nigdy nie powiedziałam Ci tego,
Co powinnam powiedzieć.
Nie, nigdy nie powiedziałam Ci,
Po prostu to ukryłam.

A teraz tego żałuję.


Miałam ogromną nadzieję, że to, co przed chwilą powiedziała do mnie Ann, okaże się tylko durnowatym żartem, ewentualnie snem. Ach.. Czymkolwiek, byleby tylko nie było to prawdą. 
Nie wiem ile czasu minęło, ale dalej stałam jak wryta, wpatrywałam się w czarny worek. Nie wiem dlaczego, ale nie potrafiłam się poruszyć, ani tym bardziej odezwać.
W końcu dotarło do mnie to, o czym powiedziała mi przyjaciółka i ile sił w nogach ruszyłam przed siebie. Gdy wreszcie dobiegłam na miejsce, policjanci próbowali odciągnąć mnie od czarnego materiału, ale na darmo. Nie dałam się przesunąć. Musiałam zobaczyć na własne oczy, czy to prawda.
Wszystko działo się tak szybko... Kucnęłam przy worku i ujrzałam malutki otwór. Nie potrafię opisać tego, co mną kierowało, ale jakaś wewnętrzna siła dodała mi odwagi. Powoli zbliżałam dłoń do worka, nie zważając na krzyki policjantów, próbujących odciągnąć tłumy fanów coraz mocniej napierających na strefę, w której nie mieli prawa się teraz znaleźć. Swoją drogą, w tym całym bałaganie chyba nawet zapomnieli o mnie.

W tym momencie zdawało mi się, jakby ktoś zatrzymał film. Była kompletna cisza. Moja podświadomość kolejny raz płatała mi figla, co zdecydowanie mi nie pomagało.
W końcu zebrałam się na to, by chociaż na sekundę spuścić wzrok i delikatnie odsunąć czarny jak heban materiał. Wstrzymałam oddech, a zza worka zaczęły wysuwać się czerwone policzki... Czy potrzebowałam jeszcze jakiegoś dowodu? Absolutnie nie. Tylko jedna znana mi osoba odznaczała się tym. Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody, a w moim gardle zbierała się ogromna gula. Wybuchłam płaczem. Nic mi nie przeszkadzało. Marzyłam tylko o tym, by wylać jak największą ilość łez. Chciałam ostatni raz na niego spojrzeć, ale fakt, iż już nigdy nie zatopię się w jego zielonych tęczówkach sprawił, że od razu zrezygnowałam. Wolałam, żeby pozostał w mojej pamięci jako zawsze uśmiechnięty, niż z zasychającą krwią na całym ciele.
Oplotłam swoimi palcami jego i natychmiastowo wyczułam nieprzyjemny chłód. Jednak nie stanowiło to dla mnie problemu. Chciałam po prostu spędzić z nim jeszcze chwilkę. Ostatni czas razem. Teraz było to dla mnie cenniejsze niż cały, pieprzony świat.



I pamiętam te wszystkie szalone rzeczy, które powiedziałeś
Zostawiłeś je biegające po mojej głowie
Zawsze tam jesteś
Jesteś wszędzie
Ale teraz chciałabym żebyś był tutaj.

Wszystkie szalone rzeczy, które zrobiliśmy
Nie myśleliśmy o tym, po prostu to robiliśmy
Zawsze tam jesteś
Jesteś wszędzie
Ale teraz chciałabym żebyś był tutaj.


Naprawdę nie wiem, ile czasu minęło dopóki policjanci w końcu mnie stamtąd zabrali. Minuta, godzina, a może więcej, może mniej? 
Kiedy dotarłam do dziewczyn i reszty drużyny, każdy był w szoku. Oczy wszystkich były zeszklone. Nawet pogodzie udzielał się nasz nastrój - momentalnie zrobiło się zimno, a niebo pokryły ciemne chmury.
- Wracajmy już - powiedziała Ann, cały czas ściskając moją rękę. - Zaraz będzie burza.
Nie odezwałam się. Nie miałam siły, by cokolwiek z siebie wydusić. Całą energię straciłam na płakaniu. Na domiar złego czułam, że za chwilę zacznę robić to samo. Tak też się stało. Ryczałam (bo na pewno nie można nazwać tego inaczej) tak głośno, że było mnie słychać na całą okolicę.
- Cailin, proszę. Spróbuj się uspokoić - przytulił mnie Marco, który wyglądał, jakby coś w nim pękło. Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie. 
Wszyscy odeszli, zostawiając nas samych.
- Jak mam się do cholery uspokoić?! - wrzeszczałam, wyrywając się bez rezultatu. - Dlaczego akurat on? - dodałam już nieco ciszej. - Dlaczego mordercy, gwałciciele gniją w więzieniach, podczas gdy Bóg zabiera do siebie ludzi, którzy ani trochę na to nie zasługują? Miał przed sobą całe życie. 
- Kompletnie nie wiem, co mam Ci odpowiedzieć...
- Oczywiście, że nie wiesz. Nigdy czegoś takiego nie odczułeś. Powiedz mi, tylko szczerze.. Przejmujesz się w ogóle tym wszystkim? - Cailin odwróciła się i z pogardą na niego spojrzała.
- Co Ty opowiadasz, do cholery?! Oczywiście, że mnie to boli. Może nie zawsze było między nami kolorowo, ale mimo to, bardzo go lubiłem. Świetnie się rozumieliśmy, o wszystkim rozmawialiśmy. 
- Nie opowiadaj bzdur, dobrze? Wiedziałam, jakie mieliście kontakty. Pewnie jego śmierć jest Ci nawet na rękę! 
Reus był już cały czerwony ze złości do tego stopnia, że stracił panowanie nad sobą.
- Jesteś egoistką! Myślisz tylko o sobie, widzisz tylko czubek swojego zasranego nosa! Gówno mnie już obchodzą Twoje wyssane z palca teorie. Myliłem się co do Ciebie. Jesteś taka sama, jak wszystkie inne - po tych słowach odszedł, nie zwracając uwagi na dziewczynę.
Cailin osunęła się na ziemię. Po raz pierwszy w życiu dotarło do niej to, co ktoś powiedział. Nigdy nie przejmowała się opinią innych ludzi, ale teraz było inaczej. Poczuła, jakby ktoś wbił w jej serce nóż, bynajmniej nie próbując go nawet wyciągnąć. Wiedziała, że to koniec i czuła się jeszcze gorzej.
Miała wszystkiego dość. Chciała uciec, zmienić wszystko i spróbować od nowa.
- Wracam do domu - powiedziała do siebie, podejmując jedną z bardziej spontanicznych decyzji swojego życia.


Cholera,
Ile bym dała, żebyś tu był.
Blisko.
Blisko.
Blisko.
 


***


Witam się z Wami po dość długiej przerwie :)
Zepsuł mi się laptop, to po pierwsze. Musiałam oddać go do naprawy i okazało się, że trzeba go całkowicie zresetować, bo po prostu się nie włączy. Jak się pewnie domyślacie - wszystkie rozdziały, które miałam napisane najzwyczajniej w świecie zostały usunięte.
Do tego doszła jeszcze nauka do testów gimnazjalnych, które swoją drogą poszły mi lepiej niż się spodziewałam. 
Ale już do Was wracam :)

Z takich rzeczy organizacyjnych:

  • Jest to ostatni rozdział tego opowiadania. Za jakiś czas dodam epilog. Taki był plan, mam nadzieję, że to zaakceptujecie.
  • Założyłam nowego bloga: KLIK . Na razie jest tam tylko prolog, gdyż zastanawiam się w dalszym ciągu nad bohaterami. Wiem tylko tyle, że Marco Reus nie będzie w niej sławny. Będzie normalnym (?) chłopakiem, który uczęszcza do liceum i tak dalej... Serdecznie zapraszam :)
  • TUTAJ na razie rozdział się nie pojawi, ale jak dodam, podam Wam tutaj informację.
 
Piosenki, których teksty zostały użyte w tym rozdziale, to:
 
Cóż... to chyba wszystko. Pozdrawiam! :)
 
 
 
 
 



czwartek, 26 marca 2015

Zawieszam

Planowany powrót: maj/czerwiec
 


poniedziałek, 16 lutego 2015

Chapter Thirteen



Promienie słońca sprytnie zaczęły wkradać się do pokoju. Blondyn lekko podniósł się na rękach i ze zdumieniem wpatrywał w pogrążoną snem Cailin. Nie wiadomo, czy jeszcze nie docierało do niego to, co stało się zeszłej nocy, czy może jej piękno go zamurowało. Po prostu wpatrywał się w nią, możliwe że z dziesięć minut. Przybliżył się do niej lekko i pogładził wierzchem dłoni jej policzek, potem gołe ramię. Gdy tylko ujrzał lekki uśmiech na twarzy Russo, mimowolnie pocałował ją w usta. Tak na dzień dobry.

- Witaj – powiedziała, przecierając zaspane oczy. Nawet w takim stanie była śliczna. Bez makijażu, bez idealnej fryzury. Naturalna.

- No cześć – uśmiechnął się, opierając rękę na poduszce. – Jak się spało?

- Krótko – zachichotała. No tak, nie da się nie zauważyć. Tą noc na pewno nie można było zaliczyć do tych „wyspanych”, ale mimo to była najlepsza. Dla obojga. - Ciekawe dzięki komu.
- Też jestem ciekawy.
Marco wstał i zaczął się ubierać. 
- Za godzinę mam trening, odezwę się później, w porządku? - zapytał, sięgając po swoje spodenki.
- Jasne, nie mam nic ciekawego do roboty. Ale to wieczorem - zaznaczyła. - Erik prosił o spotkanie.
Na dźwięk tego imienia, blondynowi napięły się praktycznie wszystkie mięśnie ciała, ale usilnie próbował to ukryć.

Szybko pozbierał wszystkie swoje rzeczy, poprawił fryzurę i czekał, aż Cailin wyjdzie z łazienki. Gdy dziewczyna wreszcie opuściła pomieszczenie, pomyślała, że blondyn już poszedł. Nagle poczuła dotyk ciepłych dłoni na swoich biodrach, a po chwili dość szybki obrót. Myliła się. Jeszcze tu był. Przybliżył swoją twarz do jej i na tych malinowych ustach, które tak uwielbiał złożył namiętny pocałunek.
- Do zobaczenia – powiedział i wyszedł z pokoju, zostawiając biedną Russo.
Po opuszczeniu przestronnej sypialni, blondynka skierowała się na balkon i podziwiała piękno budzącego się do życia Rio. Na dole dostrzegła jeszcze Marco, który czekał, zapewne na taksówkę. Spojrzała w bezchmurne niebo i po prostu się rozmarzyła. Dalej nie wiadomo było na czym stoi. Nie wiedziała co będzie po powrocie z Brazylii, jak to wszystko się między nimi ułoży. Ale zdała sobie sprawę z jednego. Była w nim bezwarunkowo i nieodwołalnie zakochana. W największym podrywaczu na świecie. W osobie, w której pewnie nie powinna.
- Halo, jest tu kto? – usłyszała wołanie Ann i zamykanie drzwi pokojowych.
- Tak, na balkonie – odpowiedziała, obracając się w stronę wejścia. - Tutaj jesteś – dostrzegła uśmiechniętą twarz brunetki, w rękach trzymającej tacę z jedzeniem. – Pomyślałam sobie, że pewnie nie jadłaś jeszcze śniadania, więc przyniosłam dla nas obu.
- Aww, dziękuję! Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem głodna – zaśmiała się Cailin, usadawiając się na fotelu. Śniadanie z widokiem na Copacabanę. Oficjalnie może wykreślić kolejną pozycję na swojej liście, zatytułowanej rzeczywiście dość banalnie: Marzenia.
- Jak było? – spytała Ann, a na jej twarzy zagościł chytry uśmieszek.
- Nic ciekawego się nie działo.
- Nic a nic? – nie dawała za wygraną. – Przyznaj się. Widzę po Twojej minie, że jednak coś się wydarzyło.
Cailin nie potrafiła się opanować, a jej usta wykrzywiły się w promienny uśmiech. Jednak w dalszym ciągu nic nie mówiła.
- Tak, czy nie?
- Tak – policzki blondynki przyozdobiły czerwone rumieńce, a zaraz po jej odpowiedzi Ann prawie wyskoczyła z balkonu.
- Cholera jasna, Cailin! Zaraz wszystko mi opowiesz! Jak było? Reus jest dobry w te klocki?
Russo od razu rzuciła w nią tym, co miała pod ręką. Padło na ręcznik.
- Po pierwsze to się lecz – zaśmiała się. – Po drugie, nie będę Ci o niczym opowiadać, a po trzecie zajmij się swoim facetem. Ja Wam do łóżka nie zaglądam – po tych słowach obydwie wybuchły niekontrolowanym śmiechem i długo nie mogły się pozbierać.
- I bardzo dobrze! – pogroziła jej palcem Brommel. – Jesteście razem?
Wkładając do ust kolejny kęs naleśnika, Cailin pokręciła głową.
- Wszystko w swoim czasie – mrugnęła brunetka, dopijając resztki soku pomarańczowego.
Oczywiście.

~***~

- Przysięgam, że jeszcze nigdy tak się nie denerwowałam – rzekła Cailin, zakładając na stopy ulubione sandałki.
- Będzie dobrze – powiedziała brunetka, otwierając laptopa. – Musi – szybko dopowiedziała, widząc na twarzy przyjaciółki ogromny grymas.
- Obyś miała rację – poprawiła jeszcze usta ulubioną szminką, wzięła torebkę i poszła, a zamykając drzwi, usłyszała jeszcze krzyk z pokoju.
- Trzymam kciuki!
Opuszczając budynek hotelu, dostrzegła bruneta opierającego się o ogrodzenie. Widząc ją od razu się podniósł, jego zielone oczy przybrały jeszcze piękniejszy odcień, a usta uformowały się w jeden z piękniejszych uśmiechów, na widok którego nie jedna dawno by już zemdlała.
- Witaj – pocałował lekko jej policzek, odsłaniając bukiet pięknych, krwistoczerwonych róż. – To dla Ciebie.
- Dziękuję, Erik. Bardzo mi miło – powiedziała, biorąc do ręki kwiaty. – Chciałeś porozmawiać, więc oto jestem.
- Chodźmy tam – wskazał palcem na ławeczkę, oddaloną od nich o kilkanaście metrów.
Kiedy już tam przybyli, Durm jak prawdziwy dżentelmen poczekał, aż blondynka usiądzie pierwsza, i dopiero po tym do niej dołączył.
- Posłuchaj mnie, Cailin. Wiem co się dzieje i po prostu muszę zareagować, zanim będzie za późno.. – powiedział bez zająknięcia, jakby ćwiczył tę formułkę przez dłuższy czas.
Wziął głęboki oddech, powoli wypuszczając powietrze.
- Nie sądzę, że Marco jest dla Ciebie odpowiednim facetem – odrzekł na jednym wydechu,
- Nie rozumiem – wzdrygnęła się, jakby wyraźnie obawiała się tego, co za chwilę usłyszy od bruneta.
- On chce Cię tylko wykorzystać. Potraktuje jak zabawkę, a potem mu się znudzisz i Cię zostawi. Zawsze tak robi.
- Daję słowo, że Marco na pewno nie chciał mnie wykorzystać – odbiła piłeczkę, a twarz Erika przybrała dziwny wyraz twarzy.
- Powiedziałaś, nie chciał?! – wbił w nią mordercze spojrzenie. – Przespałaś się z nim? Jak mogłaś być tak głupia, do cholery!
- Nic Ci do tego, co z nim robiłam, a czego nie, Erik! – zdenerwowała się. – Doceniam to, że się o mnie martwisz, ale przesadzasz. To moje życie i to ja będę podejmowała decyzje za siebie.
- Nienawidzę go! Jeżeli Cię skrzywdzi, to nie ręczę za siebie – dziewczyna już to kiedyś słyszała.
- Obiecałeś mu, że pozwolisz, bym była z nim szczęśliwa, jeśli będę tego chciała. Nie pamiętasz?
- Skąd o tym wiesz?
- Kiedyś przez przypadek usłyszałam Waszą rozmowę. Naprawdę nie chciałam być jej świadkiem – spojrzała mu w oczy. – Jesteś moim przyjacielem i nie chcę się z Tobą kłócić, Erik. Ale proszę, zrozum to, że…
- A co, jeśli nie chcę być tylko przyjacielem? – wszedł jej w słowo.
- Co chcesz przez to powiedzieć? – odruchowo przyciągnęła sobie dłoń do ust, modląc się, by Durm nie wypowiedział tych dwóch, niepotrzebnych teraz słów.
- On nigdy nie pokocha Cię tak naprawdę, Cailin. Nie będzie umiał docenić tego, co ma. Nie pokocha Cię tą prawdziwą, wieczną miłością. Po prostu tego nie zrobi. Wiem to, bo znam go nie od dziś – westchnął głośno, poprzedzając tym drugą część swojej wypowiedzi. – Nie sądziłem, że do tego dojdzie. Przecież znamy się krótko, ale ja naprawdę nie mogę tego w sobie trzymać, choć próbowałem. Naprawdę. Wierz mi, że próbowałem. Wmawiałem sobie, że Cię nie kocham, ale myliłem się.. Nie wyobrażasz sobie co do Ciebie czuję. Sam nie zdaję sobie z tego sprawy. Kocham Cię, aniołku, najbardziej na świecie.
Cailin poczuła ogromny ciężar, który powoli wbijał ją w ziemię. Nie wiedziała, co powiedzieć. Po prostu nie znała odpowiednich słów. Nie umiała skleić sensownego zdania, czegokolwiek z siebie wydusić.
- Wiem, że nie jestem ideałem, ale będę przy Tobie i nigdy nie zostawię. Chcę czuć Twój zapach, gdy się kładę do spania i martwić się o Ciebie, gdy zostajesz sama. Nie umiem żyć bez Ciebie. Twój uśmiech jest moją motywacją, ostoją, tym – czego potrzebuję najbardziej. I nie umiem powiedzieć tego tak po prostu, bo moja miłość do Ciebie nie jest czymś zwykłym. Jest czymś, czego nie mogę opisać, a bardzo chciałbym to sprecyzować. Poza tym miłość, to zdecydowanie za małe określenie tego, co czuję, kochanie – dokończył.
Zbliżył się do niej, chcąc ją pocałować, ale Cailin czuła, że nie może do tego dopuścić, dlatego odsunęła go od siebie. Nie wytrzymała. Zaczęła biec, ile sił w nogach. Czuła, jak łzy wypływają z jej oczu, ale nie chciała ich zatrzymywać. Nie rozglądała się za siebie. Chciała być jak najdalej. Pragnęła tylko tego, by to wszystko zniknęło. By zapomniała o całym świecie, chociaż na małą chwilkę. Kiedy cała zdyszana i drżąca od płaczu dobiegła do molo, lekko się odwróciła. Widziała tylko lekki zarys hotelu, pomiędzy palmami, ale nie widziała żadnej postaci.
Weszła na molo i oparła się o jego drewniane barierki, ale nie na długo, ponieważ zaczęła się osuwać na jego podłoże. Schowała twarz w dłoniach i po prostu płakała. Nie zasługiwała na miłość Erika, nie zasługiwała na niego. Nie chciała go ranić, ale po prosu nie mogła być z tak wspaniałą osoba jak on. Pragnęła, by był szczęśliwy, ale z kimś innym, by zapomniał o niej. Dlaczego uciekła? Dlaczego mu tego nie wytłumaczyła? Bała się. Cholernie bała się jego reakcji, i zapewne to nią kierowało.
Nagle poczuła czyjeś ciepłe dłonie na swoich ramionach. Przestraszyła się, ale ten dotyk działał na nią wyjątkowo uspokajająco. Jak najlepszy środek przeciwbólowy. Podniosła twarz z nad swoich zziębniętych kolan i ujrzała przed sobą kobietę w podeszłym wieku. Na oko miała może z siedemdziesiąt lat, ale na pewno nie więcej.
- Nie przejmuj się, skarbie – pogładziła ją po włosach, ale dziewczyna nie potrafiła przestać. Ponownie ukryła twarz w dłoniach, wracając do poprzedniej pozycji. – Płacz nie jest oznaką naszej słabości, ale tego, że bardzo nam na kimś zależy. Życie bywa naprawdę okrutne wobec nas, ale nie możemy zapominać, o tym, że nic nie dzieje się bez powodu. Z biegiem czasu i Ty to zrozumiesz. Gwarantuję.
Cailin już miała coś powiedzieć, nawet chciała ponownie na nią spojrzeć, ale kobiety już nie było. Zniknęła. Tak szybko, jak znalazła się obok niej, tak samo stąd odeszła.

~***~

Blondynka powoli wracała do hotelu, ponownie pociągając nosem. Chciała jeszcze raz spotkać się z Erikiem. Porozmawiać, wytłumaczyć mu wszystko.
Czym bliżej celu była, tym wyraźniej widziała migające na przemian światła niebieskie i czerwone. Intuicja podpowiedziała jej, żeby szła szybciej i tak też się stało. Po chwili była na miejscu, a jej oczom okazało się zbiorowisko, dwie karetki i radiowóz policyjny.
- Cailin, tu jesteś! Wszyscy Cię szukają! – przybiegły do niej koleżanki, a ich twarz wyrażała same negatywne emocje. Wszystkie były zapłakane, nie wiedziały co mają jej powiedzieć. – Erik miał wypadek!
 - Jaki wypadek?! Co Wy opowiadacie? Gdzie on jest? – blondynka poczuła, jak zalewa ją fala lodowatej wody.
       Ann, która dołączyła do nich najpóźniej, postanowiła wreszcie się odezwać. Nie chciała być tą, która powie o tym przyjaciółce. Nie chciała dopuścić do siebie myśli, że to prawda, ale niestety takie były fakty. Chciała mieć to już za sobą.
       - Tam - wskazała na czarny worek leżący na ziemi, nad którym szybko przechadzali się policjanci.

___________________

Przepraszam.