Promienie słońca sprytnie zaczęły wkradać się
do pokoju. Blondyn lekko podniósł się na rękach i ze zdumieniem wpatrywał w
pogrążoną snem Cailin. Nie wiadomo, czy jeszcze nie docierało do niego to, co
stało się zeszłej nocy, czy może jej piękno go zamurowało. Po prostu wpatrywał
się w nią, możliwe że z dziesięć minut. Przybliżył się do niej lekko i
pogładził wierzchem dłoni jej policzek, potem gołe ramię. Gdy tylko ujrzał
lekki uśmiech na twarzy Russo, mimowolnie pocałował ją w usta. Tak na dzień
dobry.
- Witaj – powiedziała, przecierając zaspane
oczy. Nawet w takim stanie była śliczna. Bez makijażu, bez idealnej fryzury.
Naturalna.
- No cześć – uśmiechnął się, opierając rękę
na poduszce. – Jak się spało?
- Krótko – zachichotała. No tak, nie da się
nie zauważyć. Tą noc na pewno nie można było zaliczyć do tych „wyspanych”, ale
mimo to była najlepsza. Dla obojga. - Ciekawe dzięki komu.
- Też jestem ciekawy.
Marco wstał i zaczął się ubierać.
- Za godzinę mam trening, odezwę się później, w porządku? - zapytał, sięgając po swoje spodenki.
- Jasne, nie mam nic ciekawego do roboty. Ale to wieczorem - zaznaczyła. - Erik prosił o spotkanie.
Na dźwięk tego imienia, blondynowi napięły się praktycznie wszystkie mięśnie ciała, ale usilnie próbował to ukryć.
- Tam - wskazała na czarny worek leżący na ziemi, nad którym szybko przechadzali się policjanci.
Szybko pozbierał wszystkie
swoje rzeczy, poprawił fryzurę i czekał, aż Cailin wyjdzie z łazienki. Gdy
dziewczyna wreszcie opuściła pomieszczenie, pomyślała, że blondyn już poszedł.
Nagle poczuła dotyk ciepłych dłoni na swoich biodrach, a po chwili dość szybki
obrót. Myliła się. Jeszcze tu był. Przybliżył swoją twarz do jej i na tych
malinowych ustach, które tak uwielbiał złożył namiętny pocałunek.
- Do zobaczenia –
powiedział i wyszedł z pokoju, zostawiając biedną Russo.
Po opuszczeniu
przestronnej sypialni, blondynka skierowała się na balkon i podziwiała piękno
budzącego się do życia Rio. Na dole dostrzegła jeszcze Marco, który czekał, zapewne
na taksówkę. Spojrzała w bezchmurne niebo i po prostu się rozmarzyła. Dalej nie
wiadomo było na czym stoi. Nie wiedziała co będzie po powrocie z Brazylii, jak
to wszystko się między nimi ułoży. Ale zdała sobie sprawę z jednego. Była w nim
bezwarunkowo i nieodwołalnie zakochana. W największym podrywaczu na świecie. W
osobie, w której pewnie nie powinna.
- Halo, jest tu kto? –
usłyszała wołanie Ann i zamykanie drzwi pokojowych.
- Tak, na balkonie –
odpowiedziała, obracając się w stronę wejścia. - Tutaj jesteś – dostrzegła
uśmiechniętą twarz brunetki, w rękach trzymającej tacę z jedzeniem. –
Pomyślałam sobie, że pewnie nie jadłaś jeszcze śniadania, więc przyniosłam dla
nas obu.
- Aww, dziękuję! Nawet nie
wiesz, jak bardzo jestem głodna – zaśmiała się Cailin, usadawiając się na
fotelu. Śniadanie z widokiem na Copacabanę. Oficjalnie może wykreślić kolejną pozycję na swojej liście,
zatytułowanej rzeczywiście dość banalnie: Marzenia.
- Jak było? – spytała Ann,
a na jej twarzy zagościł chytry uśmieszek.
- Nic ciekawego się nie
działo.
- Nic a nic? – nie dawała
za wygraną. – Przyznaj się. Widzę po Twojej minie, że jednak coś się
wydarzyło.
Cailin nie potrafiła się
opanować, a jej usta wykrzywiły się w promienny uśmiech. Jednak w dalszym ciągu
nic nie mówiła.
- Tak, czy nie?
- Tak – policzki blondynki
przyozdobiły czerwone rumieńce, a zaraz po jej odpowiedzi Ann prawie wyskoczyła
z balkonu.
- Cholera jasna, Cailin!
Zaraz wszystko mi opowiesz! Jak było? Reus jest dobry w te klocki?
Russo od razu rzuciła w
nią tym, co miała pod ręką. Padło na ręcznik.
- Po pierwsze to się lecz
– zaśmiała się. – Po drugie, nie będę Ci o niczym opowiadać, a po trzecie
zajmij się swoim facetem. Ja Wam do łóżka nie zaglądam – po tych słowach
obydwie wybuchły niekontrolowanym śmiechem i długo nie mogły się pozbierać.
- I bardzo dobrze! –
pogroziła jej palcem Brommel. – Jesteście razem?
Wkładając do ust kolejny
kęs naleśnika, Cailin pokręciła głową.
- Wszystko w swoim czasie
– mrugnęła brunetka, dopijając resztki soku pomarańczowego.
Oczywiście.
~***~
- Przysięgam, że jeszcze
nigdy tak się nie denerwowałam – rzekła Cailin, zakładając na stopy ulubione
sandałki.
- Będzie dobrze –
powiedziała brunetka, otwierając laptopa. – Musi – szybko dopowiedziała, widząc
na twarzy przyjaciółki ogromny grymas.
- Obyś miała rację –
poprawiła jeszcze usta ulubioną szminką, wzięła torebkę i poszła, a zamykając
drzwi, usłyszała jeszcze krzyk z pokoju.
- Trzymam kciuki!
Opuszczając budynek
hotelu, dostrzegła bruneta opierającego się o ogrodzenie. Widząc ją od razu się
podniósł, jego zielone oczy przybrały jeszcze piękniejszy odcień, a usta
uformowały się w jeden z piękniejszych uśmiechów, na widok którego nie jedna
dawno by już zemdlała.
- Witaj – pocałował lekko
jej policzek, odsłaniając bukiet pięknych, krwistoczerwonych róż. – To dla
Ciebie.
- Dziękuję, Erik. Bardzo
mi miło – powiedziała, biorąc do ręki kwiaty. – Chciałeś porozmawiać, więc oto
jestem.
- Chodźmy tam – wskazał
palcem na ławeczkę, oddaloną od nich o kilkanaście metrów.
Kiedy już tam przybyli,
Durm jak prawdziwy dżentelmen poczekał, aż blondynka usiądzie pierwsza, i
dopiero po tym do niej dołączył.
- Posłuchaj mnie, Cailin.
Wiem co się dzieje i po prostu muszę zareagować, zanim będzie za późno.. –
powiedział bez zająknięcia, jakby ćwiczył tę formułkę przez dłuższy czas.
Wziął głęboki oddech,
powoli wypuszczając powietrze.
- Nie sądzę, że Marco jest
dla Ciebie odpowiednim facetem – odrzekł na jednym wydechu,
- Nie rozumiem –
wzdrygnęła się, jakby wyraźnie obawiała się tego, co za chwilę usłyszy od
bruneta.
- On chce Cię tylko
wykorzystać. Potraktuje jak zabawkę, a potem mu się znudzisz i Cię zostawi.
Zawsze tak robi.
- Daję słowo, że Marco na
pewno nie chciał mnie wykorzystać – odbiła piłeczkę, a twarz Erika przybrała
dziwny wyraz twarzy.
- Powiedziałaś, nie chciał?!
– wbił w nią mordercze spojrzenie. – Przespałaś się z nim? Jak mogłaś być tak
głupia, do cholery!
- Nic Ci do tego, co z nim
robiłam, a czego nie, Erik! – zdenerwowała się. – Doceniam to, że się o mnie
martwisz, ale przesadzasz. To moje życie i to ja będę podejmowała decyzje za
siebie.
- Nienawidzę go! Jeżeli
Cię skrzywdzi, to nie ręczę za siebie – dziewczyna już to kiedyś słyszała.
- Obiecałeś mu, że
pozwolisz, bym była z nim szczęśliwa, jeśli będę tego chciała. Nie pamiętasz?
- Skąd o tym wiesz?
- Kiedyś przez przypadek
usłyszałam Waszą rozmowę. Naprawdę nie chciałam być jej świadkiem – spojrzała
mu w oczy. – Jesteś moim przyjacielem i nie chcę się z Tobą kłócić, Erik. Ale
proszę, zrozum to, że…
- A co, jeśli nie chcę być
tylko przyjacielem? – wszedł jej w słowo.
- Co chcesz przez to
powiedzieć? – odruchowo przyciągnęła sobie dłoń do ust, modląc się, by Durm nie
wypowiedział tych dwóch, niepotrzebnych teraz słów.
- On nigdy nie pokocha Cię
tak naprawdę, Cailin. Nie będzie umiał docenić tego, co ma. Nie pokocha Cię tą
prawdziwą, wieczną miłością. Po prostu tego nie zrobi. Wiem to, bo znam go nie
od dziś – westchnął głośno, poprzedzając tym drugą część swojej wypowiedzi. –
Nie sądziłem, że do tego dojdzie. Przecież znamy się krótko, ale ja naprawdę nie
mogę tego w sobie trzymać, choć próbowałem. Naprawdę. Wierz mi, że próbowałem.
Wmawiałem sobie, że Cię nie kocham, ale myliłem się.. Nie wyobrażasz sobie co
do Ciebie czuję. Sam nie zdaję sobie z tego sprawy. Kocham Cię, aniołku,
najbardziej na świecie.
Cailin poczuła ogromny
ciężar, który powoli wbijał ją w ziemię. Nie wiedziała, co powiedzieć. Po
prostu nie znała odpowiednich słów. Nie umiała skleić sensownego zdania,
czegokolwiek z siebie wydusić.
- Wiem, że nie jestem
ideałem, ale będę przy Tobie i nigdy nie zostawię. Chcę czuć Twój zapach, gdy
się kładę do spania i martwić się o Ciebie, gdy zostajesz sama. Nie umiem żyć
bez Ciebie. Twój uśmiech jest moją motywacją, ostoją, tym – czego potrzebuję
najbardziej. I nie umiem powiedzieć tego tak po prostu, bo moja miłość do
Ciebie nie jest czymś zwykłym. Jest czymś, czego nie mogę opisać, a bardzo
chciałbym to sprecyzować. Poza tym miłość, to zdecydowanie za małe określenie
tego, co czuję, kochanie – dokończył.
Zbliżył się do niej, chcąc
ją pocałować, ale Cailin czuła, że nie może do tego dopuścić, dlatego odsunęła
go od siebie. Nie wytrzymała. Zaczęła biec, ile sił w nogach. Czuła, jak łzy
wypływają z jej oczu, ale nie chciała ich zatrzymywać. Nie rozglądała się za
siebie. Chciała być jak najdalej. Pragnęła tylko tego, by to wszystko zniknęło.
By zapomniała o całym świecie, chociaż na małą chwilkę. Kiedy cała zdyszana i
drżąca od płaczu dobiegła do molo, lekko się odwróciła. Widziała tylko lekki
zarys hotelu, pomiędzy palmami, ale nie widziała żadnej postaci.
Weszła na molo i oparła
się o jego drewniane barierki, ale nie na długo, ponieważ zaczęła się osuwać na
jego podłoże. Schowała twarz w dłoniach i po prostu płakała. Nie zasługiwała na
miłość Erika, nie zasługiwała na niego. Nie chciała go ranić, ale po prosu nie
mogła być z tak wspaniałą osoba jak on. Pragnęła, by był szczęśliwy, ale z kimś
innym, by zapomniał o niej. Dlaczego uciekła? Dlaczego mu tego nie
wytłumaczyła? Bała się. Cholernie bała się jego reakcji, i zapewne to nią
kierowało.
Nagle poczuła czyjeś
ciepłe dłonie na swoich ramionach. Przestraszyła się, ale ten dotyk działał na
nią wyjątkowo uspokajająco. Jak najlepszy środek przeciwbólowy. Podniosła twarz
z nad swoich zziębniętych kolan i ujrzała przed sobą kobietę w podeszłym wieku.
Na oko miała może z siedemdziesiąt lat, ale na pewno nie więcej.
- Nie przejmuj się,
skarbie – pogładziła ją po włosach, ale dziewczyna nie potrafiła przestać.
Ponownie ukryła twarz w dłoniach, wracając do poprzedniej pozycji. – Płacz nie
jest oznaką naszej słabości, ale tego, że bardzo nam na kimś zależy. Życie bywa
naprawdę okrutne wobec nas, ale nie możemy zapominać, o tym, że nic nie dzieje
się bez powodu. Z biegiem czasu i Ty to zrozumiesz. Gwarantuję.
Cailin już miała coś
powiedzieć, nawet chciała ponownie na nią spojrzeć, ale kobiety już nie było.
Zniknęła. Tak szybko, jak znalazła się obok niej, tak samo stąd odeszła.
~***~
Blondynka powoli wracała
do hotelu, ponownie pociągając nosem. Chciała jeszcze raz spotkać się z
Erikiem. Porozmawiać, wytłumaczyć mu wszystko.
Czym bliżej celu była, tym
wyraźniej widziała migające na przemian światła niebieskie i czerwone. Intuicja
podpowiedziała jej, żeby szła szybciej i tak też się stało. Po chwili była na
miejscu, a jej oczom okazało się zbiorowisko, dwie karetki i radiowóz
policyjny.
- Cailin, tu jesteś!
Wszyscy Cię szukają! – przybiegły do niej koleżanki, a ich twarz wyrażała same
negatywne emocje. Wszystkie były zapłakane, nie wiedziały co mają jej
powiedzieć. – Erik miał wypadek!
- Jaki wypadek?! Co Wy opowiadacie? Gdzie on
jest? – blondynka poczuła, jak zalewa ją fala lodowatej wody.
Ann, która dołączyła do
nich najpóźniej, postanowiła wreszcie się odezwać. Nie chciała być tą, która
powie o tym przyjaciółce. Nie chciała dopuścić do siebie myśli, że to prawda,
ale niestety takie były fakty. Chciała mieć to już za sobą.- Tam - wskazała na czarny worek leżący na ziemi, nad którym szybko przechadzali się policjanci.
___________________
Przepraszam.
Nie baw się we mnie i nie zabijaj mi tu wszystkich :____: to moja działka!
OdpowiedzUsuńA tak serio to...
Jak mogłas mi to zrobić?! Opetalo cię?! Pewnie, pozabijaj wszystkich od razu, jakaś katastrofę lotnicza albo wybuch bomby zrób i po sprawie! :______:
ostrzegam cię - nie znasz dnia ani godziny
*desperacja max*
Tak czy owak... OMG, to jest serio zajebiste *.*
Pisz dalej!
Buziaki! :***
Świetny :) Czekam na następny.
OdpowiedzUsuńNiedawno znalazłam Twojego bloga i od razu go pokochałam.Czekam na kolejny rozdział I życzę weny :)
OdpowiedzUsuń