poniedziałek, 16 lutego 2015

Chapter Thirteen



Promienie słońca sprytnie zaczęły wkradać się do pokoju. Blondyn lekko podniósł się na rękach i ze zdumieniem wpatrywał w pogrążoną snem Cailin. Nie wiadomo, czy jeszcze nie docierało do niego to, co stało się zeszłej nocy, czy może jej piękno go zamurowało. Po prostu wpatrywał się w nią, możliwe że z dziesięć minut. Przybliżył się do niej lekko i pogładził wierzchem dłoni jej policzek, potem gołe ramię. Gdy tylko ujrzał lekki uśmiech na twarzy Russo, mimowolnie pocałował ją w usta. Tak na dzień dobry.

- Witaj – powiedziała, przecierając zaspane oczy. Nawet w takim stanie była śliczna. Bez makijażu, bez idealnej fryzury. Naturalna.

- No cześć – uśmiechnął się, opierając rękę na poduszce. – Jak się spało?

- Krótko – zachichotała. No tak, nie da się nie zauważyć. Tą noc na pewno nie można było zaliczyć do tych „wyspanych”, ale mimo to była najlepsza. Dla obojga. - Ciekawe dzięki komu.
- Też jestem ciekawy.
Marco wstał i zaczął się ubierać. 
- Za godzinę mam trening, odezwę się później, w porządku? - zapytał, sięgając po swoje spodenki.
- Jasne, nie mam nic ciekawego do roboty. Ale to wieczorem - zaznaczyła. - Erik prosił o spotkanie.
Na dźwięk tego imienia, blondynowi napięły się praktycznie wszystkie mięśnie ciała, ale usilnie próbował to ukryć.

Szybko pozbierał wszystkie swoje rzeczy, poprawił fryzurę i czekał, aż Cailin wyjdzie z łazienki. Gdy dziewczyna wreszcie opuściła pomieszczenie, pomyślała, że blondyn już poszedł. Nagle poczuła dotyk ciepłych dłoni na swoich biodrach, a po chwili dość szybki obrót. Myliła się. Jeszcze tu był. Przybliżył swoją twarz do jej i na tych malinowych ustach, które tak uwielbiał złożył namiętny pocałunek.
- Do zobaczenia – powiedział i wyszedł z pokoju, zostawiając biedną Russo.
Po opuszczeniu przestronnej sypialni, blondynka skierowała się na balkon i podziwiała piękno budzącego się do życia Rio. Na dole dostrzegła jeszcze Marco, który czekał, zapewne na taksówkę. Spojrzała w bezchmurne niebo i po prostu się rozmarzyła. Dalej nie wiadomo było na czym stoi. Nie wiedziała co będzie po powrocie z Brazylii, jak to wszystko się między nimi ułoży. Ale zdała sobie sprawę z jednego. Była w nim bezwarunkowo i nieodwołalnie zakochana. W największym podrywaczu na świecie. W osobie, w której pewnie nie powinna.
- Halo, jest tu kto? – usłyszała wołanie Ann i zamykanie drzwi pokojowych.
- Tak, na balkonie – odpowiedziała, obracając się w stronę wejścia. - Tutaj jesteś – dostrzegła uśmiechniętą twarz brunetki, w rękach trzymającej tacę z jedzeniem. – Pomyślałam sobie, że pewnie nie jadłaś jeszcze śniadania, więc przyniosłam dla nas obu.
- Aww, dziękuję! Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem głodna – zaśmiała się Cailin, usadawiając się na fotelu. Śniadanie z widokiem na Copacabanę. Oficjalnie może wykreślić kolejną pozycję na swojej liście, zatytułowanej rzeczywiście dość banalnie: Marzenia.
- Jak było? – spytała Ann, a na jej twarzy zagościł chytry uśmieszek.
- Nic ciekawego się nie działo.
- Nic a nic? – nie dawała za wygraną. – Przyznaj się. Widzę po Twojej minie, że jednak coś się wydarzyło.
Cailin nie potrafiła się opanować, a jej usta wykrzywiły się w promienny uśmiech. Jednak w dalszym ciągu nic nie mówiła.
- Tak, czy nie?
- Tak – policzki blondynki przyozdobiły czerwone rumieńce, a zaraz po jej odpowiedzi Ann prawie wyskoczyła z balkonu.
- Cholera jasna, Cailin! Zaraz wszystko mi opowiesz! Jak było? Reus jest dobry w te klocki?
Russo od razu rzuciła w nią tym, co miała pod ręką. Padło na ręcznik.
- Po pierwsze to się lecz – zaśmiała się. – Po drugie, nie będę Ci o niczym opowiadać, a po trzecie zajmij się swoim facetem. Ja Wam do łóżka nie zaglądam – po tych słowach obydwie wybuchły niekontrolowanym śmiechem i długo nie mogły się pozbierać.
- I bardzo dobrze! – pogroziła jej palcem Brommel. – Jesteście razem?
Wkładając do ust kolejny kęs naleśnika, Cailin pokręciła głową.
- Wszystko w swoim czasie – mrugnęła brunetka, dopijając resztki soku pomarańczowego.
Oczywiście.

~***~

- Przysięgam, że jeszcze nigdy tak się nie denerwowałam – rzekła Cailin, zakładając na stopy ulubione sandałki.
- Będzie dobrze – powiedziała brunetka, otwierając laptopa. – Musi – szybko dopowiedziała, widząc na twarzy przyjaciółki ogromny grymas.
- Obyś miała rację – poprawiła jeszcze usta ulubioną szminką, wzięła torebkę i poszła, a zamykając drzwi, usłyszała jeszcze krzyk z pokoju.
- Trzymam kciuki!
Opuszczając budynek hotelu, dostrzegła bruneta opierającego się o ogrodzenie. Widząc ją od razu się podniósł, jego zielone oczy przybrały jeszcze piękniejszy odcień, a usta uformowały się w jeden z piękniejszych uśmiechów, na widok którego nie jedna dawno by już zemdlała.
- Witaj – pocałował lekko jej policzek, odsłaniając bukiet pięknych, krwistoczerwonych róż. – To dla Ciebie.
- Dziękuję, Erik. Bardzo mi miło – powiedziała, biorąc do ręki kwiaty. – Chciałeś porozmawiać, więc oto jestem.
- Chodźmy tam – wskazał palcem na ławeczkę, oddaloną od nich o kilkanaście metrów.
Kiedy już tam przybyli, Durm jak prawdziwy dżentelmen poczekał, aż blondynka usiądzie pierwsza, i dopiero po tym do niej dołączył.
- Posłuchaj mnie, Cailin. Wiem co się dzieje i po prostu muszę zareagować, zanim będzie za późno.. – powiedział bez zająknięcia, jakby ćwiczył tę formułkę przez dłuższy czas.
Wziął głęboki oddech, powoli wypuszczając powietrze.
- Nie sądzę, że Marco jest dla Ciebie odpowiednim facetem – odrzekł na jednym wydechu,
- Nie rozumiem – wzdrygnęła się, jakby wyraźnie obawiała się tego, co za chwilę usłyszy od bruneta.
- On chce Cię tylko wykorzystać. Potraktuje jak zabawkę, a potem mu się znudzisz i Cię zostawi. Zawsze tak robi.
- Daję słowo, że Marco na pewno nie chciał mnie wykorzystać – odbiła piłeczkę, a twarz Erika przybrała dziwny wyraz twarzy.
- Powiedziałaś, nie chciał?! – wbił w nią mordercze spojrzenie. – Przespałaś się z nim? Jak mogłaś być tak głupia, do cholery!
- Nic Ci do tego, co z nim robiłam, a czego nie, Erik! – zdenerwowała się. – Doceniam to, że się o mnie martwisz, ale przesadzasz. To moje życie i to ja będę podejmowała decyzje za siebie.
- Nienawidzę go! Jeżeli Cię skrzywdzi, to nie ręczę za siebie – dziewczyna już to kiedyś słyszała.
- Obiecałeś mu, że pozwolisz, bym była z nim szczęśliwa, jeśli będę tego chciała. Nie pamiętasz?
- Skąd o tym wiesz?
- Kiedyś przez przypadek usłyszałam Waszą rozmowę. Naprawdę nie chciałam być jej świadkiem – spojrzała mu w oczy. – Jesteś moim przyjacielem i nie chcę się z Tobą kłócić, Erik. Ale proszę, zrozum to, że…
- A co, jeśli nie chcę być tylko przyjacielem? – wszedł jej w słowo.
- Co chcesz przez to powiedzieć? – odruchowo przyciągnęła sobie dłoń do ust, modląc się, by Durm nie wypowiedział tych dwóch, niepotrzebnych teraz słów.
- On nigdy nie pokocha Cię tak naprawdę, Cailin. Nie będzie umiał docenić tego, co ma. Nie pokocha Cię tą prawdziwą, wieczną miłością. Po prostu tego nie zrobi. Wiem to, bo znam go nie od dziś – westchnął głośno, poprzedzając tym drugą część swojej wypowiedzi. – Nie sądziłem, że do tego dojdzie. Przecież znamy się krótko, ale ja naprawdę nie mogę tego w sobie trzymać, choć próbowałem. Naprawdę. Wierz mi, że próbowałem. Wmawiałem sobie, że Cię nie kocham, ale myliłem się.. Nie wyobrażasz sobie co do Ciebie czuję. Sam nie zdaję sobie z tego sprawy. Kocham Cię, aniołku, najbardziej na świecie.
Cailin poczuła ogromny ciężar, który powoli wbijał ją w ziemię. Nie wiedziała, co powiedzieć. Po prostu nie znała odpowiednich słów. Nie umiała skleić sensownego zdania, czegokolwiek z siebie wydusić.
- Wiem, że nie jestem ideałem, ale będę przy Tobie i nigdy nie zostawię. Chcę czuć Twój zapach, gdy się kładę do spania i martwić się o Ciebie, gdy zostajesz sama. Nie umiem żyć bez Ciebie. Twój uśmiech jest moją motywacją, ostoją, tym – czego potrzebuję najbardziej. I nie umiem powiedzieć tego tak po prostu, bo moja miłość do Ciebie nie jest czymś zwykłym. Jest czymś, czego nie mogę opisać, a bardzo chciałbym to sprecyzować. Poza tym miłość, to zdecydowanie za małe określenie tego, co czuję, kochanie – dokończył.
Zbliżył się do niej, chcąc ją pocałować, ale Cailin czuła, że nie może do tego dopuścić, dlatego odsunęła go od siebie. Nie wytrzymała. Zaczęła biec, ile sił w nogach. Czuła, jak łzy wypływają z jej oczu, ale nie chciała ich zatrzymywać. Nie rozglądała się za siebie. Chciała być jak najdalej. Pragnęła tylko tego, by to wszystko zniknęło. By zapomniała o całym świecie, chociaż na małą chwilkę. Kiedy cała zdyszana i drżąca od płaczu dobiegła do molo, lekko się odwróciła. Widziała tylko lekki zarys hotelu, pomiędzy palmami, ale nie widziała żadnej postaci.
Weszła na molo i oparła się o jego drewniane barierki, ale nie na długo, ponieważ zaczęła się osuwać na jego podłoże. Schowała twarz w dłoniach i po prostu płakała. Nie zasługiwała na miłość Erika, nie zasługiwała na niego. Nie chciała go ranić, ale po prosu nie mogła być z tak wspaniałą osoba jak on. Pragnęła, by był szczęśliwy, ale z kimś innym, by zapomniał o niej. Dlaczego uciekła? Dlaczego mu tego nie wytłumaczyła? Bała się. Cholernie bała się jego reakcji, i zapewne to nią kierowało.
Nagle poczuła czyjeś ciepłe dłonie na swoich ramionach. Przestraszyła się, ale ten dotyk działał na nią wyjątkowo uspokajająco. Jak najlepszy środek przeciwbólowy. Podniosła twarz z nad swoich zziębniętych kolan i ujrzała przed sobą kobietę w podeszłym wieku. Na oko miała może z siedemdziesiąt lat, ale na pewno nie więcej.
- Nie przejmuj się, skarbie – pogładziła ją po włosach, ale dziewczyna nie potrafiła przestać. Ponownie ukryła twarz w dłoniach, wracając do poprzedniej pozycji. – Płacz nie jest oznaką naszej słabości, ale tego, że bardzo nam na kimś zależy. Życie bywa naprawdę okrutne wobec nas, ale nie możemy zapominać, o tym, że nic nie dzieje się bez powodu. Z biegiem czasu i Ty to zrozumiesz. Gwarantuję.
Cailin już miała coś powiedzieć, nawet chciała ponownie na nią spojrzeć, ale kobiety już nie było. Zniknęła. Tak szybko, jak znalazła się obok niej, tak samo stąd odeszła.

~***~

Blondynka powoli wracała do hotelu, ponownie pociągając nosem. Chciała jeszcze raz spotkać się z Erikiem. Porozmawiać, wytłumaczyć mu wszystko.
Czym bliżej celu była, tym wyraźniej widziała migające na przemian światła niebieskie i czerwone. Intuicja podpowiedziała jej, żeby szła szybciej i tak też się stało. Po chwili była na miejscu, a jej oczom okazało się zbiorowisko, dwie karetki i radiowóz policyjny.
- Cailin, tu jesteś! Wszyscy Cię szukają! – przybiegły do niej koleżanki, a ich twarz wyrażała same negatywne emocje. Wszystkie były zapłakane, nie wiedziały co mają jej powiedzieć. – Erik miał wypadek!
 - Jaki wypadek?! Co Wy opowiadacie? Gdzie on jest? – blondynka poczuła, jak zalewa ją fala lodowatej wody.
       Ann, która dołączyła do nich najpóźniej, postanowiła wreszcie się odezwać. Nie chciała być tą, która powie o tym przyjaciółce. Nie chciała dopuścić do siebie myśli, że to prawda, ale niestety takie były fakty. Chciała mieć to już za sobą.
       - Tam - wskazała na czarny worek leżący na ziemi, nad którym szybko przechadzali się policjanci.

___________________

Przepraszam.









3 komentarze:

  1. Nie baw się we mnie i nie zabijaj mi tu wszystkich :____: to moja działka!
    A tak serio to...
    Jak mogłas mi to zrobić?! Opetalo cię?! Pewnie, pozabijaj wszystkich od razu, jakaś katastrofę lotnicza albo wybuch bomby zrób i po sprawie! :______:
    ostrzegam cię - nie znasz dnia ani godziny
    *desperacja max*
    Tak czy owak... OMG, to jest serio zajebiste *.*
    Pisz dalej!
    Buziaki! :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny :) Czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niedawno znalazłam Twojego bloga i od razu go pokochałam.Czekam na kolejny rozdział I życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń