sobota, 20 września 2014

Chapter Three

~***~




| Some time later |

-Będę tęsknić -powiedziała ciemnowłosa kobieta, opierając się o kuchenny blat. Te słowa bardzo mnie zdziwiły.
Odpowiadałam milczeniem. Nie byłam przyzwyczajona do tego typu wyznań od niej. Nasze rozmowy opierały się głównie na "tak", albo "nie". Ewentualnie "daj mi spokój". Może dlatego w tym momencie wyraz mojej twarzy był co najmniej dziwny. W dalszym ciągu nie wydusiłam z siebie ani słowa. No bo co ja jej niby miałam powiedzieć? Nieszczere "ja też"? Zdecydowanie najbardziej komfortową i odpowiednią do sytuacji opcją było milczenie.
W ciszy kończyłam obiad, co jakiś czas ukradkiem zerkając na rodzicielkę. Próbowałam odgadnąć wyraz jej twarzy, niestety bezskutecznie. Celine była prawdziwą mistrzynią w ukrywaniu własnych emocji, ale nie dlatego, że nie chciała obarczać innych swymi problemami. Ona najzwyczajniej w świecie nie znosiła rozmawiać głębiej o swoich uczuciach. To jedyna rzecz, jaką po niej odziedziczyłam. 
-Ja już się będę zbierać -oznajmiłam stanowczo, wkładając ostatnie naczynie do zmywarki. Wyminęłam ją i udałam się do pokoju, by sprawdzić, czy na pewno wszystko spakowałam. Ostatni raz rzuciłam okiem na swój pokój, zdjęłam ze ściany zdjęcie z Emily i powoli zeszłam na dół.
-Cailin -podeszła do mnie mama i tak po prostu mnie przytuliła. -Pamiętaj, że tutaj jest Twój dom. Zawsze możesz do nas wrócić. Pamiętaj... -dodała, ściszając swój głos.
Coś w niej pękło. Kątem oka widziałam spływającą łzę po jej policzku.
-Dziękuję mamo -odpowiedziałam szczerze i uśmiechnęłam się blado. 
Mimo wszystko. Mimo tych wszystkich lat, kłótni, obrażania się nawzajem... Była moją mamą. Oboje z ojcem zapewniali mi bezpieczeństwo. Wychowali mnie, pozwolili spełniać marzenia. 
Rzuciłam okiem na walizki, a kiedy już się zastanowiłam i stwierdziłam, że mam wszystko pożegnałam się z rodzicami i udałam się na lotnisko.


~***~



Wpatrując się w okno samolotu, zerkałam z góry na Londyn. Przypominałam sobie wszystkie momenty, zmiany, które zaszły w moim życiu, lub zmieniły je diametralnie, ale na taki ruch, jeszcze się nie zgodziłam. W końcu niecodziennie zmienia się swoje miejsce zamieszkania. Może przesadzam, przecież Londyn a Niemcy to znowu jeszcze nie jest jakaś kolosalna różnica, ale mimo wszystko zostawiam przyjaciół, rodzinę... (która i tak się mną nie interesowała).
-Proszę zapiąć pasy, podchodzimy do lądowania -w moich uszach rozbrzmiewał głos stewardessy. W końcu po niecałej godzinie lotu, wylądowałam w stolicy Zagłębia Ruhry. 
Zaczynałam nowe życie. Czy lepsze? Nie wiem. Jedynie przeczuwałam, że będzie ono zupełnie inne. Pełne niespodzianek.
Odbierając bagaż natknęłam się na parę fanek. Zrobiłam sobie z nimi zdjęcie i podpisałam im się na koszulkach. Powiedziały, że cieszą się, że będę mieszkać w tym samym mieście co one.
Każde tak mówią, nic nowego. Kiedy już przecisnęłam się przez lotnisko, wzięłam taksówkę i odjechałam pod apartamentowiec, w którym będę mieszkać.



~***~

 



Marco

  
Poranne promienie słońca, powoli przedostawały się do pokoju hotelowego, powodując tym samym przerwanie mojego snu. Podnosząc się na rękach, dostrzegłem osobę obok siebie. Brunetka, taka jak wszystkie inne. Niczym szczególnym się nie wyróżniała. 
Zrobiłem to, na co miałem ochotę wczoraj w klubie. Zaliczyłem kolejną, naiwną panienkę. Każda była taka sama - liczył się tylko seks. 
Czym prędzej się ubrałem, poprawiłem fryzurę, pozbierałem swoje rzeczy i wyszedłem z pokoju. Minąłem recepcję i udałem się przed hotel. Wyciągnąłem swój telefon i wybrałem numer do Mario. Po paru sygnałach, przyjaciel w końcu odebrał połączenie.
-Halo? 
-No cześć Mario -zacząłem, zakładając czapkę na głowę. -Mam prośbę.
-Pod który hotel? -westchnął Goetze. 
-Uwielbiam Cię, bro! -zaśmiałem się. -Pod Margot. 
-Za dziesięć minut będę -powiedział i rozłączył się.
Nie pozostawało mi nic innego, jak cierpliwie na niego czekać. 



 ~***~


-Nie myślałeś o tym, że źle postępujesz? -odezwał się Mario, gdy tylko zamknąłem za sobą drzwi samochodowe. 
-A o czym mówisz? -ignorowałem każdą próbę podjęcia tego tematu. Nienawidzę, kiedy ktoś wpieprza mi się w życie. 
-Nie udawaj, że nie wiesz -podniósł głos brunet, przycisnąwszy pedał gazu na zielonym świetle. -Najwyższy czas się ustatkować, Reus.
-Ile razy mam Ci kurwa powtarzać, że dla mnie nie ma czegoś tak abstrakcyjnego jak miłość. Nie rozumiem po co ona jest, skoro można zaspokajać swoje potrzeby w zupełnie inny, dużo lepszy sposób -wbiłem swój wzrok w przednią szybę.
-Lepszy sposób? -zaśmiał się Mario. -Mówisz o ranieniu przypadkowych lasek?
-Nie, bardziej chodzi mi o wykorzystywanie nic nie świadomych dziewczyn -odparłem bez namysłu.
-Jesteś pojebany -popukał mi do głowy. -Gdyby nie to, że jesteś moim przyjacielem, już dawno... -urwał w połowie zdania.
-To co?
-Nic, nie ma o co się kłócić -przyznał zrezygnowany Goetze. -Pod tym względem nigdy się nie zmienisz.
-Masz rację -wykrzyczałem. -Zatrzymaj się!
Mario zrobił to, co zażądałem. Zwolnił i nakazał mi się wynosić. Nic nie odpowiedziałem tylko wyszedłem i trzasnąłem drzwiami. Nie potrzebuję takich przyjaciół, którzy zajmują się sprawami, które ich nie dotyczą.
Zorientowałem się, że jestem niedaleko domu moich rodziców. Postanowiłem ich odwiedzić.




~***~



Cailin

 
 Siedząc już w moim nowym mieszkaniu, rozpakowywałam ostatnie pudła. Jeśli kiedykolwiek mówiłam, że nie znoszę pakowania, to zdecydowanie nienawidzę rozpakowywania tych milionów pudeł i pudełek. Dlatego cieszyłam się bardzo, gdy dźwięk mojego telefonu, rozbrzmiewał jak echo w całym apartamencie.
-Dzień dobry -przywitał się znany mi już wcześniej głos. -Z tej strony Thomas Reus, mogę zająć pani chwilkę?
-Oczywiście -uśmiechnęłam się, spoglądając na bałagan, jaki miałam obecnie w garderobie.
-Chciałem zaproponować pani spotkanie, by ustalić wszystkie formalności. Kiedy pani pasuje?
Teraz. Zaraz. Cokolwiek, byle nie to.
-Choćby zaraz -przejechałam palcami po moich długich, lekko falowanych włosach.
-To proszę przyjść za pół godziny do mojego domu. Mieszkam na Bernauerstraße 154.
-Dobrze, w takim razie będę.
-Do zobaczenia.
Szybko się przyszykowałam, wzięłam torebkę i klucze i wyszłam z domu.
Po parunastu minutach, stałam już przed drzwiami do domu państwa Reus. Otworzyła mi miła gospodyni domowa, gestem ręki zapraszając do środka. Dom był bardzo ładnie, ale i również nowocześnie urządzony. Zdecydowanie mój typ.
Rozglądnęłam się chwilę  po mijających pomieszczeniach, aż w końcu dotarłam do ogromnego salonu, w którym siedział już Thomas. Po chwili dołączyła do nas jego żona.
-Bardzo się cieszymy, że zgodziła się pani przyjąć naszą propozycję -uśmiechnęła się kobieta. 
-Mi również jest miło -przyznałam.
-Proszę tu podpisać -powiedział prezes agencji.
Szybko zerknęłam na plik spiętych ze sobą kartek i podpisałam w wyznaczonym miejscu.
-Niech pani przyjdzie jutro do agencji. Czeka panią pierwsza sesja okładkowa do niemieckiego Glamour.
-Oczywiście, będę punktualnie -gdy wypowiadałam te słowa, w sumie ktoś mi przerwał. Usłyszałam męski głos.
-Mamo, tato! -wołał mężczyzna. -Już jestem!
Jak tylko przekroczył próg salonu, buzia otworzyła mi się w wielkim zdumieniu.
Przede mną stał ten sam blondyn, który usiłował mnie poderwać wtedy pod stadionem. 
Marco Reus. No jasne! Jak mogłam tego nie skojarzyć, że słynny piłkarz jest synem projektanta?
-Witaj znowu -uśmiechnął się łobuzersko. 
-Hej -powiedziałam cała zestresowana.
-Wy się znacie? 
-Można tak powiedzieć -odpowiedzieliśmy prawie równocześnie.
Miałam rację. Przyjazd do Dortmundu całkowicie odmieni moje życie...





Marco


Gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały, wyczułem w jej oczach  zdenerwowanie. Nie obchodzi mnie teraz nic innego.
Russo będzie moja!


~***~
Wiem.
Zawiodłam.
Przepraszam Was najmocniej za to, że tak długo mnie tu nie było,
ale również za to, co widzicie powyżej.
Ten rozdział to całkowity spontan, nie sprawdzałam go nawet. Chciałam go tylko jak najszybciej dodać.
Jest nudny, za co też Was przepraszam, ale na początku akcja rozwija się dosyć powoli. Musicie dokładniej poznać bohaterów.


Jakbyście chcieli być informowani o nowych rozdziałach, piszcie w komentarzach.

 Pozdrawiam i dziękuję za cierpliwość

xx.
 
 





























3 komentarze:

  1. Oj nie narzekaj, bo jest dobrze, a nawet bardzo dobrze kochana :)
    Zły i bezduszny Marco.. Jak ja to uwielbiam hahah XD
    Mam nadzieję, że w najbliższym rozdziale zobaczymy już ciekawe dialogi i sytuacje z tą dwójką :)
    Pozdrawiam serdecznie i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wpadłam tu przez zupełny przypadek ale tak mi się spodobało, że zostałam.
    Mega, mega pomysł na bloga. Jestem ciekawa czy Reusowi uda się podbić do dziewczyny ^^
    Czekam na nn<3
    Tymczasem zapraszam do siebie na nowego bloga. Dodałam już prolog:

    Usłyszał tylko huk zamykanych drzwi i gdy już spojrzał za siebie to nikogo nie było. Odeszła. To nie była chwilowa wymiana słów jak w zwykłym normalnym związku. To już był koniec, definitywny koniec. Brunet sam do tego doprowadził. Wierzył głęboko w to, że dobrze czyni lecz czy sam nie był zbyt zazdrosny i zbyt uległy wpływom innych ludzi? Czy nie został zaślepiony przez anonimowo wirtualne człowieczeństwo które jest pełne zazdrości i obraża inne osoby, które są rozpoznawalne? Ktoś w tej historii zwyczajnie się pogubił. Kto? To się jeszcze okaże.

    http://zakazany-romans.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Matko, genialne!
    Zakochałam się w tym blogu *.*
    Dodałaś link pod swoim komentarzem i z czystej ciekawości postanowiłam zajrzeć. Teraz nie ma wątpliwości - zostaję i nie pozbędziesz się mnie stąd, czaisz? :D
    Świetny rozdział, bardzo mi się podoba. Mam nadzieję, że pod tą maską Marco, kryje się naprawdę wrażliwy, fajny chłopak, a Cailin tylko udaje taką niedostępną i złośliwą jędzę :))
    Dodaję do obserwowanych i niecierpliwie czekam na rozdział czwarty :))
    W wolnej chwili zapraszam do siebie:
    http://bvb-love.blogspot.com/
    http://czar-milosci.blogspot.com/
    http://ocaleni.blogspot.com/

    Julia,
    xxx

    OdpowiedzUsuń