CZYTASZ = KOMENTUJESZ
~****~
Cailin
Będąc po drugiej stronie ulicy, z wrażenia potrzebowałam się zatrzymać. Przed oczami nadal miałam jego twarz. To spojrzenie, przeszywające mnie wewnątrz sprawiało, że na samą myśl o tym, robiło mi się niedobrze. Miał takie dziwne oczy... Nie gwarantuję, ale wydawało mi się, że tam w domu gwałtownie zbladłam. Dosłownie nic do mnie nie docierało. Naprawdę. Pomińmy fakt, że mogłam wpaść pod samochód, nie zauważając czerwonego światła na przejściu dla pieszych.
A co jeśli on rzeczywiście jest... niebezpieczny? Szybko wyrzuciłam to z głowy.
A co jeśli on rzeczywiście jest... niebezpieczny? Szybko wyrzuciłam to z głowy.
Gdy wreszcie bez żadnych fizycznych obrażeń dotarłam do swojego mieszkania, pierwszą czynnością, którą wykonałam była kąpiel. O tak. Brakowało mi tego. Czując zimne krople wody, zderzające się z moim ciałem, poczułam znaczną ulgę. W takich chwilach jest czas, żeby sobie wszystko przemyśleć, ale głębiej się nad tą całą sytuacją zastanawiając stwierdziłam, że wszystko jest banalnie proste. Muszę go ignorować, a najlepiej unikać. Nie chcę się z nim spotykać, bo nie potrzebuję takich znajomych. Nie potrzebuję nikogo.
Kiedy moje ciało było wystarczająco suche, ubrałam się w najzwyklejsze dresy i luźną koszulkę. Włosy związałam w niesfornego koka, a rzęsy przeciągnęłam tuszem do rzęs.
Schodząc na dół po szklanych schodach, na wyspie zauważyłam mojego Mackbooka. Uruchomiłam go, następnie włączyłam odtwarzacz i po chwili w całym domu rozbrzmiewały moje ulubione piosenki. Nucąc je udałam się do kuchni, w celu przygotowania jakiegoś obiadu. Zerknęłam do lodówki. Wszystko jasne. W domu nie mam nic do jedzenia, lodówka świeci pustkami. To normalne, przecież po przylocie do Dortmundu nie zrobiłam żadnych zakupów spożywczych.
Przynajmniej wiem, co będę robić przez najbliższe parę godzin -powiedziałam do siebie, po czym delikatnie się zaśmiałam. Może ze swojej głupoty? Cokolwiek...
Ponownie się przebrałam, lecz tym razem w bardziej "oficjalny" strój. Postawiłam na zwykłe jasne rurki z wysokim stanem, czarny croptop i białe, krótkie Conversy. Najpotrzebniejsze rzeczy spakowałam do torebki, wzięłam kluczyki do samochodu i odjechałam w poszukiwaniu jakiegokolwiek marketu, czy coś w ten deseń. Kręcąc się po mieście nie odnalazłam żadnego sklepu. Moja pierwsza myśl: zadupie. Druga: wstyd za pierwszą, bo właśnie zauważyłam wielki, a zarazem zielony napis "ALMA". Uśmiechnęłam się sama do siebie i wjechałam na podziemny parking. Po znalezieniu wolnego miejsca, wzięłam torebkę z siedzenia pasażera, przeciągnęłam usta ciemniejszą szminką i opuściłam samochód. Przechodząc między ludźmi wzięłam wózek i powoli prowadziłam go między regałami, w tym samym czasie wyciągając listę zakupów.
-Przepraszam -zagadnęła mnie dziewczynka. Na oko miała może z jedenaście lat. -Mogę prosić o autograf i zdjęcie? -była cudowna. Miała śliczne, niebieskie oczka i długie blond włosy. Przypominała mi siebie, kiedy byłam dzieckiem
-Oczywiście -uśmiechnęłam się, widząc ile szczęścia sprawiła jej moja odpowiedź. -Gdzie mam się podpisać?
-Tutaj -wskazała na czarny notes, z logiem miejscowej drużyny. Otworzyła go na którejś stronie i podała mi wraz z długopisem.
-Lubisz Borussię Dortmund? -zapytałam i oddałam jej rzecz, długopis wkładając do środka.
-Uwielbiam! Mój brat jest piłkarzem tej drużyny -mała najwyraźniej była z tego powodu bardzo dumna.
-To świetnie -nie chciałam, żeby zrobiło jej się przykro. -Jak ma na imię?
-Erik -odpowiedziała, najwyraźniej szukając go wzrokiem. -Zaraz.. gdzieś tu... O jest! -wskazała na mężczyznę.
Po chwili dziewczynka go zawołała i szatyn znalazł się obok nas. Był bardzo przystojny. Jego włosy były idealnie ułożone. Ubrany był w czarne rurki i białą koszulkę w serek. W jednej ręce trzymał ciemnego fullcapa, a w drugiej telefon. Patrząc na mnie, chyba lekko się zmieszał, bo za bardzo nie wiedział co powiedzieć.
-Jestem Cailin -wyciągnęłam rękę, by się przywitać. Nie byłam zbytnio nieśmiała, ani jakoś specjalnie wredna przy pierwszym spotkaniu. Moja egoistyczna i bardziej nieufna strona, ujawniała się dopiero za jakiś czas.
-Erik Durm -uścisnął delikatnie moją dłoń. -Miło mi Cię poznać.
-Erik, wiesz że Cailin dała mi swój autograf? -uwielbiałam patrzeć, ile radości dawałam małym dziewczynkom.
-To świetnie -szatyn zaśmiał się, zerkając na mnie co jakiś czas. -Zrobić Wam zdjęcie? -zwrócił się do młodszej siostrzyczki.
-Jasne! -od razu się rozpromieniła.
Po wykonaniu tej czynności spytałam się, jak ta młoda istotka ma na imię. Dowiedziałam się, że nazywa się Lisa, a to doskonale do niej pasuje.
-Może wybierzesz się na nasz trening? -zagadnął mnie młody mężczyzna. -Mogłabyś poznać dziewczyny, na pewno z którąś się zaprzyjaźnisz.
Oho, już to widzę.
-No zobaczymy -uśmiechnęłam się wymijająco. -Kiedyś wpadnę.
-Przyjdź jutro o 16, potem mamy spotkanie z fanami -on miał tak powalający uśmiech, że za nic nie potrafiłam mu odmówić. Co się ze mną dzieje, do cholery.
-Słuchajcie, miło się rozmawiało, ale muszę już pędzić -pożegnałam się. -Do jutra Lisa! Cześć Erik -dodałam i odeszłam w stronę regałów by wreszcie zrobić jakieś zakupy.
Za sobą usłyszałam krótkie "Do zobaczenia" i jeszcze im pomachałam.
Mając już prawie pełny wózek, podjechałam do kasy. Zapłaciłam za wszystko, zapakowałam do samochodu i odjechałam z parkingu.
Później zdałam sobie sprawę z czegoś okropnego. Jakim cudem mam unikać Marco, skoro trenuje w tej samej drużynie co Erik? Przecież na sto procent jutro się pojawi. Przeklęłam pod nosem i sprawnie włączyłam się do ruchu ulicznego. Na początku miałam w ogóle zrezygnować, no ale spokojnie. Jakiś blondyn nie może ingerować w moje decyzje. Pójdę tam.
Sama w to nie wierzysz.
Z drugiej strony nie idę tam dla niego, tylko dlatego, że Erik mnie zaprosił. W dodatku Lisa na pewno się ucieszy.
Muszę przestać myśleć o Reusie, bo źle to się skończy. Poza tym, niepotrzebnie zaprzątam sobie nim głowę. Piłkarz z dużymi pieniędzmi. Reasumując - nie wyniknie z tego nic dobrego.
Zostajemy na tych samych relacjach, o ile unikanie z mojej strony można w ogóle nazwać jakąś reakcją.
Gdy wreszcie dojechałam do domu, rzuciłam reklamówki na podłogę w kuchni i udałam się do sypialni. Potrzebowałam snu, żeby chociaż na chwilę o niczym nie myśleć.
~***~
Kiedy moje ciało było wystarczająco suche, ubrałam się w najzwyklejsze dresy i luźną koszulkę. Włosy związałam w niesfornego koka, a rzęsy przeciągnęłam tuszem do rzęs.
Schodząc na dół po szklanych schodach, na wyspie zauważyłam mojego Mackbooka. Uruchomiłam go, następnie włączyłam odtwarzacz i po chwili w całym domu rozbrzmiewały moje ulubione piosenki. Nucąc je udałam się do kuchni, w celu przygotowania jakiegoś obiadu. Zerknęłam do lodówki. Wszystko jasne. W domu nie mam nic do jedzenia, lodówka świeci pustkami. To normalne, przecież po przylocie do Dortmundu nie zrobiłam żadnych zakupów spożywczych.
Przynajmniej wiem, co będę robić przez najbliższe parę godzin -powiedziałam do siebie, po czym delikatnie się zaśmiałam. Może ze swojej głupoty? Cokolwiek...
Ponownie się przebrałam, lecz tym razem w bardziej "oficjalny" strój. Postawiłam na zwykłe jasne rurki z wysokim stanem, czarny croptop i białe, krótkie Conversy. Najpotrzebniejsze rzeczy spakowałam do torebki, wzięłam kluczyki do samochodu i odjechałam w poszukiwaniu jakiegokolwiek marketu, czy coś w ten deseń. Kręcąc się po mieście nie odnalazłam żadnego sklepu. Moja pierwsza myśl: zadupie. Druga: wstyd za pierwszą, bo właśnie zauważyłam wielki, a zarazem zielony napis "ALMA". Uśmiechnęłam się sama do siebie i wjechałam na podziemny parking. Po znalezieniu wolnego miejsca, wzięłam torebkę z siedzenia pasażera, przeciągnęłam usta ciemniejszą szminką i opuściłam samochód. Przechodząc między ludźmi wzięłam wózek i powoli prowadziłam go między regałami, w tym samym czasie wyciągając listę zakupów.
-Przepraszam -zagadnęła mnie dziewczynka. Na oko miała może z jedenaście lat. -Mogę prosić o autograf i zdjęcie? -była cudowna. Miała śliczne, niebieskie oczka i długie blond włosy. Przypominała mi siebie, kiedy byłam dzieckiem
-Oczywiście -uśmiechnęłam się, widząc ile szczęścia sprawiła jej moja odpowiedź. -Gdzie mam się podpisać?
-Tutaj -wskazała na czarny notes, z logiem miejscowej drużyny. Otworzyła go na którejś stronie i podała mi wraz z długopisem.
-Lubisz Borussię Dortmund? -zapytałam i oddałam jej rzecz, długopis wkładając do środka.
-Uwielbiam! Mój brat jest piłkarzem tej drużyny -mała najwyraźniej była z tego powodu bardzo dumna.
-To świetnie -nie chciałam, żeby zrobiło jej się przykro. -Jak ma na imię?
-Erik -odpowiedziała, najwyraźniej szukając go wzrokiem. -Zaraz.. gdzieś tu... O jest! -wskazała na mężczyznę.
Po chwili dziewczynka go zawołała i szatyn znalazł się obok nas. Był bardzo przystojny. Jego włosy były idealnie ułożone. Ubrany był w czarne rurki i białą koszulkę w serek. W jednej ręce trzymał ciemnego fullcapa, a w drugiej telefon. Patrząc na mnie, chyba lekko się zmieszał, bo za bardzo nie wiedział co powiedzieć.
-Jestem Cailin -wyciągnęłam rękę, by się przywitać. Nie byłam zbytnio nieśmiała, ani jakoś specjalnie wredna przy pierwszym spotkaniu. Moja egoistyczna i bardziej nieufna strona, ujawniała się dopiero za jakiś czas.
-Erik Durm -uścisnął delikatnie moją dłoń. -Miło mi Cię poznać.
-Erik, wiesz że Cailin dała mi swój autograf? -uwielbiałam patrzeć, ile radości dawałam małym dziewczynkom.
-To świetnie -szatyn zaśmiał się, zerkając na mnie co jakiś czas. -Zrobić Wam zdjęcie? -zwrócił się do młodszej siostrzyczki.
-Jasne! -od razu się rozpromieniła.
Po wykonaniu tej czynności spytałam się, jak ta młoda istotka ma na imię. Dowiedziałam się, że nazywa się Lisa, a to doskonale do niej pasuje.
-Może wybierzesz się na nasz trening? -zagadnął mnie młody mężczyzna. -Mogłabyś poznać dziewczyny, na pewno z którąś się zaprzyjaźnisz.
Oho, już to widzę.
-No zobaczymy -uśmiechnęłam się wymijająco. -Kiedyś wpadnę.
-Przyjdź jutro o 16, potem mamy spotkanie z fanami -on miał tak powalający uśmiech, że za nic nie potrafiłam mu odmówić. Co się ze mną dzieje, do cholery.
-Słuchajcie, miło się rozmawiało, ale muszę już pędzić -pożegnałam się. -Do jutra Lisa! Cześć Erik -dodałam i odeszłam w stronę regałów by wreszcie zrobić jakieś zakupy.
Za sobą usłyszałam krótkie "Do zobaczenia" i jeszcze im pomachałam.
Mając już prawie pełny wózek, podjechałam do kasy. Zapłaciłam za wszystko, zapakowałam do samochodu i odjechałam z parkingu.
Później zdałam sobie sprawę z czegoś okropnego. Jakim cudem mam unikać Marco, skoro trenuje w tej samej drużynie co Erik? Przecież na sto procent jutro się pojawi. Przeklęłam pod nosem i sprawnie włączyłam się do ruchu ulicznego. Na początku miałam w ogóle zrezygnować, no ale spokojnie. Jakiś blondyn nie może ingerować w moje decyzje. Pójdę tam.
Sama w to nie wierzysz.
Z drugiej strony nie idę tam dla niego, tylko dlatego, że Erik mnie zaprosił. W dodatku Lisa na pewno się ucieszy.
Muszę przestać myśleć o Reusie, bo źle to się skończy. Poza tym, niepotrzebnie zaprzątam sobie nim głowę. Piłkarz z dużymi pieniędzmi. Reasumując - nie wyniknie z tego nic dobrego.
Zostajemy na tych samych relacjach, o ile unikanie z mojej strony można w ogóle nazwać jakąś reakcją.
Gdy wreszcie dojechałam do domu, rzuciłam reklamówki na podłogę w kuchni i udałam się do sypialni. Potrzebowałam snu, żeby chociaż na chwilę o niczym nie myśleć.
~***~
Marco
Wchodząc do klubu szukałem wzrokiem przyjaciół. Przedzierając się przez tłum bawiących się ludzi, w końcu ich odnalazłem. Siedzieli w kącie, przy "naszym" stoliku rozmawiając, a dodatkowo popijając drinka. Podszedłem do nich i usiadłem na jednej z ogromnych, do tego kruczoczarnych kanap.
-Siema -przywitałem się z dwójką brunetów. -Jak leci?
-W porządku -odezwał się Mario*, zerkając na Roberta**. Od razu czułem, że coś jest nie tak, ale jak zwykle nie było mowy, żebym się dowiedział o tym, co ta dwójka ma zamiar zaplanować. Typowe.
-Są jakieś fajne laski? -od razu wypaliłem, żeby ich wkurzyć. Nie tolerowali, ani nie pochwalali mojego zachowania, co ja - szczerze mówiąc - miałem daleko gdzieś. To moje życie i moje sprawy. Oni niech się lepiej w to nie wtrącają.
Lewandowski i Goetze zignorowali moje pytanie i dość widocznie przewrócili oczami.
-Odpuście -rzuciłem nieprzyjemnym tonem.
-Nic nie mówimy -poprawił włosy Lewy i upił łyk alkoholowego napoju.
-Obiecaliśmy -dopowiedział Mario. Następnie wstał i odszedł w stronę łazienek. Robert zrobił to samo. W końcu zniknęli gdzieś za rogiem.
-To są chyba jakieś jaja -powiedziałem do siebie, łapiąc się za głowę. Dopiłem swojego drinka i wyszedłem za nimi, chcąc wyjaśnić problem.
Przekraczając próg męskiej toalety, najwidoczniej przeszkodziłem im w rozmowie, bo odskoczyli od siebie, jakbym przyłapał ich na jakimś dziwnym czynie.
-Przepraszam, że przeszkadzam -zaśmiałem się, by po tych słowach ponownie przyjąć poważną postawę. -Powiecie mi wreszcie, w czym tkwi problem, do cholery?! Mam dość takiego traktowania.
-My również -odezwał się mój najlepszy przyjaciel.
-W sensie? -oparłem się o drzwi.
-Mieliśmy miło spędzić czas wspólnie, a ty ledwo wszedłeś do klubu i od razu rozglądasz się za dziewczynami. Ogarnij się w końcu, bo zachowujesz się jak dzieciak -zdenerwował się Lewy.
-I co w związku z tym? -odpowiedziałem na uwagę w dość specyficzny sposób.
Oni tylko popatrzyli po sobie z głębokim zdziwieniem wymalowanym na twarzach.
-Nie poznaję Cię, stary -pokręcił głową Mario. -Zmieniłeś się. Jesteś jeszcze większym dupkiem niż byłeś. Nic Cię nie obchodzi. Nie sprawia Ci problemu ranienie innych. Liczysz się tylko ze sobą. Smutne to.
-Nikt nie każe Ci się ze mną przyjaźnić! -walnąłem pięścią w drzwi. Atmosfera z każdą sekundą stawała się coraz bardziej napięta.
-Może rzeczywiście lepiej odpuścić! Mam w dupie takich ludzi jak Ty. Gardzę nimi -zaśmiał się. -Miłego wieczorku -dodał ironicznie i chciał wyjść, ale ja mu nie pozwoliłem. Uderzyłem go w twarz.
Po chwili nawet Robert nie mógł nas powstrzymać, ani rozdzielić. Po prostu zaczęliśmy się bić i gdyby nie ochrona, mogło się to różnie skończyć. Podczas gdy Lewy pomagał w wycieraniu twarzy z kropel krwi, ja wyszedłem, nie chcąc mieć z nimi nic wspólnego.
Idąc na parking zdałem sobie sprawę, że przecież nie mam samochodu. Nie chciałem wracać poobijany do domu na piechotę, bo dziennikarze mieliby z tego niezłą pożywkę. Pomyślałem, żeby zadzwonić do Marcela. Po paru sygnałach odebrał.
-Halo? -powiedział zaspanym głosem. Popatrzyłem na wyświetlacz. Była 3 nad ranem.
-Wow stary -zrobiło mi się głupio, że przerwałem mu sen. -Nie wiedziałem, że śpisz.
-Próbowałem, ale coś mi przerwało -zaśmiał się. -Co chciałeś o tak wczesnej porze?
-Przyjechałbyś po mnie? Mój obecny stan nie pozwala mi na ruszenie się z miejsca -odruchowo przejechałem ręką po włosach.
-Co Ci się stało? -zapytał zszokowany.
-Nic takiego, po prostu przyjedź pod swój klub. Proszę.
-Reus! Coś ty znowu wykombinował?
-Przyjedź, a zobaczysz.
-Będę za dziesięć minut, daj mi się ogarnąć -rzucił i zakończył połączenie.
Ja natomiast usiadłem na ławce, nie chcąc się z nikim zobaczyć. Wyciągnąłem chusteczki i zacząłem wycierać twarz z krwi, która powoli zasychała.
***
-Pobiłeś się z Mario?! -Marcel ani trochę nie krył swojego zdziwienia.
-No popatrz -odwróciłem wzrok. Nie chciałem o nim rozmawiać.
-Ale jak to? O co? -szatyn nie dawał za wygraną.
-O nic, proszę -spojrzałem na niego błagalnym wzrokiem. -Nie rozmawiajmy o nim. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego.
-Jak chcesz -uśmiechnął się lekko. Cóż... lubię to w nim. Nie mówi mi co mam robić, nie wpieprza się w moje życie, nie dyktuje mi warunków. Traktuję go jak brata. Zawsze ze mną jest. Za wszystko i pomimo wszystko.
Nim się obejrzałem, dojechaliśmy pod mój dom.
-Zostać z Tobą? -zapytał, wyłączając silnik.
-Wolałbym być sam -odpowiedziałem i odpiąłem pasy.
-Dobra, to ja już będę leciał. Dojdziesz do domu? -zaśmiał się.
-Spokojna głowa. Dziękuję jeszcze raz.
-Nie ma za co. Uważaj na siebie -usłyszałem i zamknąłem drzwi. Po chwili samochód Marcela odjechał spod mojej posesji.
Wparowałem do domu i poszedłem do łazienki. Wziąłem prysznic i dokładnie wyczyściłem swoją twarz z krwi. Na szczęście skończyło się tylko na rozciętej wardze.
Czułem się okropnie. Z każdą chwilą złość na Mario trochę ustępowała. Nie chciałem jednak pierwszy go przepraszać, bo nie miałem za co. Przebrałem się i poszedłem do sypialni. Ustawiłem budzik w telefonie i odłożyłem go na szafkę, stojącą obok wielkiego łóżka. Dzisiejsze wydarzenia okropnie mnie wykończyły. Nie miałem siły. Marzyłem tylko o głębokim śnie.
-Siema -przywitałem się z dwójką brunetów. -Jak leci?
-W porządku -odezwał się Mario*, zerkając na Roberta**. Od razu czułem, że coś jest nie tak, ale jak zwykle nie było mowy, żebym się dowiedział o tym, co ta dwójka ma zamiar zaplanować. Typowe.
-Są jakieś fajne laski? -od razu wypaliłem, żeby ich wkurzyć. Nie tolerowali, ani nie pochwalali mojego zachowania, co ja - szczerze mówiąc - miałem daleko gdzieś. To moje życie i moje sprawy. Oni niech się lepiej w to nie wtrącają.
Lewandowski i Goetze zignorowali moje pytanie i dość widocznie przewrócili oczami.
-Odpuście -rzuciłem nieprzyjemnym tonem.
-Nic nie mówimy -poprawił włosy Lewy i upił łyk alkoholowego napoju.
-Obiecaliśmy -dopowiedział Mario. Następnie wstał i odszedł w stronę łazienek. Robert zrobił to samo. W końcu zniknęli gdzieś za rogiem.
-To są chyba jakieś jaja -powiedziałem do siebie, łapiąc się za głowę. Dopiłem swojego drinka i wyszedłem za nimi, chcąc wyjaśnić problem.
Przekraczając próg męskiej toalety, najwidoczniej przeszkodziłem im w rozmowie, bo odskoczyli od siebie, jakbym przyłapał ich na jakimś dziwnym czynie.
-Przepraszam, że przeszkadzam -zaśmiałem się, by po tych słowach ponownie przyjąć poważną postawę. -Powiecie mi wreszcie, w czym tkwi problem, do cholery?! Mam dość takiego traktowania.
-My również -odezwał się mój najlepszy przyjaciel.
-W sensie? -oparłem się o drzwi.
-Mieliśmy miło spędzić czas wspólnie, a ty ledwo wszedłeś do klubu i od razu rozglądasz się za dziewczynami. Ogarnij się w końcu, bo zachowujesz się jak dzieciak -zdenerwował się Lewy.
-I co w związku z tym? -odpowiedziałem na uwagę w dość specyficzny sposób.
Oni tylko popatrzyli po sobie z głębokim zdziwieniem wymalowanym na twarzach.
-Nie poznaję Cię, stary -pokręcił głową Mario. -Zmieniłeś się. Jesteś jeszcze większym dupkiem niż byłeś. Nic Cię nie obchodzi. Nie sprawia Ci problemu ranienie innych. Liczysz się tylko ze sobą. Smutne to.
-Nikt nie każe Ci się ze mną przyjaźnić! -walnąłem pięścią w drzwi. Atmosfera z każdą sekundą stawała się coraz bardziej napięta.
-Może rzeczywiście lepiej odpuścić! Mam w dupie takich ludzi jak Ty. Gardzę nimi -zaśmiał się. -Miłego wieczorku -dodał ironicznie i chciał wyjść, ale ja mu nie pozwoliłem. Uderzyłem go w twarz.
Po chwili nawet Robert nie mógł nas powstrzymać, ani rozdzielić. Po prostu zaczęliśmy się bić i gdyby nie ochrona, mogło się to różnie skończyć. Podczas gdy Lewy pomagał w wycieraniu twarzy z kropel krwi, ja wyszedłem, nie chcąc mieć z nimi nic wspólnego.
Idąc na parking zdałem sobie sprawę, że przecież nie mam samochodu. Nie chciałem wracać poobijany do domu na piechotę, bo dziennikarze mieliby z tego niezłą pożywkę. Pomyślałem, żeby zadzwonić do Marcela. Po paru sygnałach odebrał.
-Halo? -powiedział zaspanym głosem. Popatrzyłem na wyświetlacz. Była 3 nad ranem.
-Wow stary -zrobiło mi się głupio, że przerwałem mu sen. -Nie wiedziałem, że śpisz.
-Próbowałem, ale coś mi przerwało -zaśmiał się. -Co chciałeś o tak wczesnej porze?
-Przyjechałbyś po mnie? Mój obecny stan nie pozwala mi na ruszenie się z miejsca -odruchowo przejechałem ręką po włosach.
-Co Ci się stało? -zapytał zszokowany.
-Nic takiego, po prostu przyjedź pod swój klub. Proszę.
-Reus! Coś ty znowu wykombinował?
-Przyjedź, a zobaczysz.
-Będę za dziesięć minut, daj mi się ogarnąć -rzucił i zakończył połączenie.
Ja natomiast usiadłem na ławce, nie chcąc się z nikim zobaczyć. Wyciągnąłem chusteczki i zacząłem wycierać twarz z krwi, która powoli zasychała.
***
-Pobiłeś się z Mario?! -Marcel ani trochę nie krył swojego zdziwienia.
-No popatrz -odwróciłem wzrok. Nie chciałem o nim rozmawiać.
-Ale jak to? O co? -szatyn nie dawał za wygraną.
-O nic, proszę -spojrzałem na niego błagalnym wzrokiem. -Nie rozmawiajmy o nim. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego.
-Jak chcesz -uśmiechnął się lekko. Cóż... lubię to w nim. Nie mówi mi co mam robić, nie wpieprza się w moje życie, nie dyktuje mi warunków. Traktuję go jak brata. Zawsze ze mną jest. Za wszystko i pomimo wszystko.
Nim się obejrzałem, dojechaliśmy pod mój dom.
-Zostać z Tobą? -zapytał, wyłączając silnik.
-Wolałbym być sam -odpowiedziałem i odpiąłem pasy.
-Dobra, to ja już będę leciał. Dojdziesz do domu? -zaśmiał się.
-Spokojna głowa. Dziękuję jeszcze raz.
-Nie ma za co. Uważaj na siebie -usłyszałem i zamknąłem drzwi. Po chwili samochód Marcela odjechał spod mojej posesji.
Wparowałem do domu i poszedłem do łazienki. Wziąłem prysznic i dokładnie wyczyściłem swoją twarz z krwi. Na szczęście skończyło się tylko na rozciętej wardze.
Czułem się okropnie. Z każdą chwilą złość na Mario trochę ustępowała. Nie chciałem jednak pierwszy go przepraszać, bo nie miałem za co. Przebrałem się i poszedłem do sypialni. Ustawiłem budzik w telefonie i odłożyłem go na szafkę, stojącą obok wielkiego łóżka. Dzisiejsze wydarzenia okropnie mnie wykończyły. Nie miałem siły. Marzyłem tylko o głębokim śnie.
~***~
Od autorki:
Po dłuższej przerwie do Was wracam. Nie chcę się tłumaczyć, przepraszać i obiecywać, że to się już więcej nie powtórzy, bo pewnie i tak to się stanie. Popsułam się w pisaniu i mam nadzieję, że to minie.
Rozdział w sumie wyszedł tak, jak chciałam. Jest nowy bohater, który sporo namiesza w życiu Cailin. Jest impulsywny Marco. Nie chcę Wam nic zdradzać, ale przez większą część opowiadania Marco właśnie taki będzie. Nerwowy, nieufny, czasem mocno niezdecydowany, a w stosunku do kobiet bardzo zimny. Tak chciałam go przedstawić w tym opowiadaniu. Jednym może się to nie podobać, a drugim wręcz przeciwnie - kwestia gustu.
Bardzo Was proszę o komentarze, a jeśli będzie ich spora ilość, rozdział pojawi się szybciej
| ASK | < --- w razie pytań
Dziękuję za to, że jesteście ze mną. Bardzo Was kocham.
Czemu ona chce go unikać? :o
OdpowiedzUsuńRozumiem, że pierwsze wrażenie nie kwalifikowało się do najmilszych, ale niech Cailin zmieni zdanie, bo mnie trochę dwnerwuje :___:. Tak samo zachowanie Marco i bójka z Mario.
Czekam na kolejny.
Julia, xxx
Cailin taka jest. Ciągle szuka wymówek. Zobaczymy, co bedzie dalej :)
UsuńDziękuję! :)
Kurczę, ale się porobiło :(
OdpowiedzUsuńMoże to jest dziwne, ale szkoda mi Marco. Stracił na ten moment przyjaciela, którego mimo wszytsko potzrebuję. Przynajmniej ma Marcela.
Hmm co do Cailin to mam nadzieję, że to właśnie ona zmnieni Marco na lepszego człowieka. :)
Kochana nie masz co przepraszać. Każdy ma swoje sprawy i to właśnie te prywatnie powinny być na pierwszym miejscu :* Ciesze się oczywiście, że wróciłaś ^.^
Pozdrwaiam serdecznie i życzę weny! <3
Może zmieni, może nie.. Nic nie mówię :)
UsuńDziękuję Ci bardzo i nawzajem ;*
Dotarłam! :)
OdpowiedzUsuńTaka postać Marco jak najbardziej m odpowiada. Nie jest sztampowo. Jest naprawdę ciekawie, inaczej, przez co czyta się to z większym zainteresowaniem. Bójka szczerze mnie zaskoczyła, ale to faceci - mogłam się tego spodziewać.
Cailin to taka trochę nieufna istotka, oceniająca z góry. Boi się spotkania z Marco, a tak szczerze, nie wiadomo, czy ten nawet by ją zauważył :D
I jest postać Erika. Wyobraziłam go sobie z małą Lisą i zrobiło mi się ciepło na serduszku. Ociepliłaś to opowiadanie jego postacią, albo to po prostu moje złudne wrażenie z wiadomych powodów. Miło, że zaprosił dziewczynę a trening. Czyżby wpadła mu w oko? :D Nasz buraczano-policzkowy Durm namiesza w życiu głównej bohaterki?! Przez to zdanie z większym zniecierpliwieniem czekam na kolejną część! :)
Ciągle zastanawiam się, jaka jest nasza Cailin. Bo póki co trudno mi ją jednoznacznie zidentyfikować. Ale pewnie już wkrótce pokażesz więcej kart, poznamy ją lepiej :)
Nigdy nie przepraszaj za opóźnienie w dodaniu rozdziału. Nam nic nie obiecujesz. Jesteśmy Twoimi czytelnikami. I chociaż wymagamy, rozumiemy Cię! Ja rozumiem Ciebie podwójnie, bo sama tworzę swoje historie i nie zawsze wena dopisze.
Pamiętaj, piszesz dla siebie i dla każdego tego, kto jest cierpliwy i prawdziwie docenia Twój talent <3
Pozdrawiam i wysyłam moc buziaków! ♥
D. x
Dziękuję Ci bardzo <3 Cieszę się, że ktoś czyta moje wypociny. Odsyłam. x
UsuńWolę już takiego Marco niż miałoby być cukierkowo jak w jakimś tanim romansie. Zachowanie Reusa jest dość specyficzne, traktuje dziewczyny jak zabawki, być może kiedyś został zraniony i dlatego teraz nie chce się zbytnio angażować. Mam nadzieję jednak, że Cailin jakoś przzekona się do blondyna i zobaczymy co z tego ciekawego wyniknie:)
OdpowiedzUsuńCzekam na nn i zaprazam do siebie na jedynkę: http://zakazany-romans.blogspot.com/
Dokładnie :) Ja osobiście uwielbiam go w takim wydaniu :D
UsuńDziękuję za komentarz. W wolnej chwili oczywiście zajrzę :)
x.
Heej ! ;)
OdpowiedzUsuńChciałabym Ci powiedzieć, że na Twojego bloga trafiłam chyba całkiem przez przypadek, ale możesz mieć pewność , że zostanę tu do końca ;)
Piękne opowiadanie , nie oklepane , oryginalne ;D Cieszę się , że Marco występuje w opowiadaniu , bo chyba to do końca skłoniło mnie to czytania ;D :*
Postaram się komentować Twoje posty ;> Ale u mnie to różnie z weną i czasem no i chęcią ;D Więc nic nie obiecuję , co do komentarzy xD ;d
Zapraszam również na mój blog : newlifenewlov.blogspot.com/
Czekam na nn ! ;*
Buziaczki, Karinka <3
dziękuję bardzo, że tu zajrzałaś :) Miło mi, że tak uważasz.
UsuńOczywiście zajrzę w wolnej chwili :)
pozdrawiam, x.
Świetne opowiadanie. !
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Marco.. Lubię czytać o takich charakterach, choć czasami nie.. xd Zależy w sumie jaki mam humor..
Dobrze, że Marco ma Marcela, ma z kim porozmawiać, gdy ma problem, albo może z kimś pomilczeć.. ;)
Czekam na następny ! :* Dodaj szybciutko ! :* ( wybacz, że tak późno dodaje komentarz ..)
Zapraszam w wolnej chwili dlugi-sen-diany.blogspot.com
Pozdrawiam. <3
spokojnie, komentuj kiedy chcesz. ;) Dla mnie to obojętne, ważne że ktoś docenia moją pracę i nie boi się napisać cokolwiek. Dziękuję bardzo, zajrzę na pewno! :)
Usuń